Centrum świata i sera camembert
Capa, Hemingway, Morris w Chateau de Vouilly. To stąd relacjonowali lądowanie aliantów w Normandii
Chateau de Vouilly wygląda dziś niepozornie, otoczony drzewami, ukryty wśród łąk, przy wąskiej drodze, z której trzeba skręcić w żwirową aleję i przejechać most na fosie. To właśnie tutaj umieszczono pierwszy obóz – centrum prasowe dla amerykańskich dziennikarzy akredytowanych podczas D-Day i walk aliantów w Normandii. W dniach lądowania we Francji Polaków, 16 tys. żołnierzy 1. Dywizji Pancernej gen. Maczka w sierpniu 1944 r. i w czasie operacji Cobra, stąd płynęły w świat relacje największych reporterów i fotoreporterów tamtego czasu.
– Pięćdziesięciu dziennikarzy, wysłanników wielkich tytułów i agencji, Robert Capa, Ernest Hemingway, John G. Morris, A.J. Liebling, Bede Irvin, Walter Cronkite, Ernie Pyle, Andy Roony oraz ich technicy dzielili Chateau de Vouilly wspólnie z rodziną Hamel – opowiada James, właściciel posiadłości i wnuk madame Hamel, która wówczas silną ręką dyrygowała domem Hamel i fermą mlecznych krów. Pomagał jej syn, ojciec Jamesa, który wrócił właśnie z niemieckiej niewoli w Alzacji, gdzie pracował przy rozbrajaniu pól minowych: mocno kulał, bo jedna z nich okaleczyła mu stopy, został uznany za niezdolnego do pracy i odesłany do Normandii.
Stypa w stodole
Rodzina Hamel nie zmieniła niczego w wyglądzie miejsca, chroniąc jego wielką historię. Jak po latach wspomina J.A. Liebling, w 1944 r. korespondent „New Yorker Magazine”, drzemiące wśród drzew Chateau było w tamtym czasie „centrum prasowym świata” i „miliony ludzi w Ameryce czytały historię o paskudnych walkach wśród ginącego bydła”.
W bombardowanej przez aliantów Normandii, słynącej z hodowli i sera camembert, krowy – nie tylko państwa Hamel – stały się częstym tematem reportaży: „martwe krowy trwały w najdziwniejszych pozach, niektóre opierały się o drzewa i płoty, jedna stała na czterech nogach i kołysała się na wietrze” pisał z Vouilly w swej relacji Charles Wertenbaker.