Warszawa. Godzina 8.10. Przystanek Centrum. Do tramwaju numer 25 linii Praga–Ochota wchodzi kobieta o ciemnej karnacji. Jedną ręką potrząsa tobołkiem, podsuwając go pasażerom pod oczy, żeby widzieli, jakie to małe dzieciątko. Drugą ręką potrząsa tekturowym kubkiem z McDonald’sa. – Panu, na mleko na to dzieciątko, na pol chlyba, na rodinu, na zdrowie panu... Brzdęk. – I wzajemnie, panu...
Godzina 8.14. Przystanek Dworzec Centralny. Do tramwaju numer 25 wchodzi kobieta o ciemnej karnacji z tobołkiem. Zawodzi swój żebraczy refren, a mała dziewczynka z tekturowym kubkiem idzie wzdłuż wagonu, łapiąc pasażerów za nogi. Starsza pani ubrana w stylu radiomaryjnym każe się nie dotykać: – Dobry Rumun to martwy Rumun – syczy.
Godzina 8.20. Do tramwaju numer 25 wchodzi kobieta... Głos zirytowanego mężczyzny: – Dopiero jedna wyszła! – To nie ja, panu. – Co wy na te, kurwa, czarne oczy chcecie żyć!? – Niech was kurwa, panu... – kobieta z tobołkiem spluwa, machnąwszy falbaną u spódnicy.
Dzieciątka w lepkich od brudu kopertach z kocyków śpią sobie cichutko, nie beczą, nie wiercą się. Kupione, sprzedane, rodzone, niczyje? Do tramwaju numer 25 w ciągu godziny wchodzi kilka takich kobiet z dzieciątkami.
Na dzieciątka-zawiniątka
Nowa fala żebractwa zaczęła się 1 stycznia 2007 r.: Rumunia weszła do Unii i ruszyła w świat, w ciągu roku ponad 2 mln ludzi. Tylko we Włoszech przebywa dziś pół miliona obywateli Rumunii, którzy stanowią tam najliczniejszą grupę imigrantów. Trzy czwarte wszystkich aresztowanych w Rzymie w ubiegłym roku to Rumuni, a jak oceniają włoskie władze, zapewne połowa z nich to Romowie. Włosi wprowadzili w pośpiechu obostrzenia imigracyjne. Dlatego rumuńska imigracja przepływa do innych krajów.