Przy szesnastoletnim Karolu z Lubawy zatrzymało się Audi na fałszywych numerach rejestracyjnych, kiedy chłopiec szedł rano do szkoły. Mężczyzna, który wysiadł z auta, zmusił Karola, by szybko wsiadł z nim do samochodu. Tego dnia Karol nie pojawił się w szkole. – Poczta kurierska – usłyszało przez drzwi polsko–włoskie małżeństwo mieszkające w Aninie. Niczego złego się nie spodziewając, otworzyli nieznajomemu. Do domu wtargnęło czterech zamaskowanych mężczyzn. Kilka minut później odjechali porywając córkę – półtoraroczną Basię. Dwumiesięczna Karina z Wałbrzycha zniknęła z wózka, który konkubent matki zostawił na chwilę pod domem, kiedy poszedł po piwo i zapałki do pobliskiego sklepu.
Żywy lub martwy
Policyjne statystyki są bezwzględne. Z roku na rok liczba porywanych w Polsce dzieci rośnie. W 1990 r. porwano 45 dzieci. Cztery lata później w statystykach figurowała już okrągła liczba 100. Tylko w pierwszym półroczu 1998 r. porwano aż pięćdziesięcioro dzieci. Policja jest zdania, że na dobre wszystko zaczęło się dopiero po transformacji ustrojowej, „bo wcześniej tak nie było”.
Z policyjnych statystyk wynika, że w PRL miało miejsce tylko jedno porwanie i to ewidentnie z politycznych przyczyn. W 1957 r. porwano Bogdana, syna Bolesława Piaseckiego, przywódcy przedwojennej Falangi, potem szefa PAX. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych powołało specjalną grupę, której zadaniem było odnalezienie Bogdana żywego lub martwego. Ciało chłopca znaleziono w piwnicy budynku przy ulicy Nowolipie w Warszawie. Do 1990 r. był spokój. W lutym porwano półroczną Martę z Białegostoku. Po dwóch dniach poszukiwań zwłoki dziewczynki znaleziono w jednej ze stodół na obrzeżach miasta.