Po śmierci Borysa Jelcyna zagranica chwaliła jego odwagę oraz wkład w demontaż systemu komunistycznego i radzieckiego imperium. Za to Rosjanie byli bardziej oszczędni w słowach i emocjach, choć jednocześnie nie kryli, że nazwisko zmarłego zawsze będzie im się kojarzyć z odpowiedzialnością za rozpad ZSRR, a także z totalnym chaosem, w jakim – za jego sprawą – pogrążyło się państwo rosyjskie w latach 90.
Tylko nieliczni, głównie przedstawiciele liberalnych elit, mówili o Jelcynie jako o przywódcy, który dał Rosjanom wolność. Dopiero po wystąpieniu prezydenta Władimira Putina – który po kilkugodzinnej zwłoce postanowił jednak uczcić pamięć swego dawnego protektora, ogłaszając żałobę narodową i zarządzając pogrzeb, organizowany po raz pierwszy od ponad stu lat według prawosławnego ceremoniału – proporcje te zaczęły się zmieniać na korzyść cara Borysa.
Kłopot z Jelcynem
Jak ocenić jego polityczny dorobek? Dla mnie, po przeszło trzynastu latach pracy korespondenta w Moskwie, w tym w okresie całej pierestrojki, pierwszych pięciu latach Jelcyna oraz 3,5 roku pierwszej kadencji Putina, car Borys jest przede wszystkim środkowym ogniwem triady – trzech wielkich liderów Rosji: Gorbaczowa, właśnie Jelcyna i – teraz – Putina. Każdy z nich wywarł zasadniczy wpływ na proces transformacji Rosji w jednym z najbardziej dramatycznych okresów jej historii. Ale przecież w gruncie rzeczy był to stale ten sam proces. Zresztą ciągle jeszcze daleki od zakończenia...
Często o tym zapominamy, co powoduje, że współczesna historia Rosji jawi się nam jako ciąg zamkniętych epok, wiązanych za każdym razem z nazwiskiem panującego.