Świadkami jego śmierci byli wyłącznie, prócz lekarzy, członkowie tak zwanej papieskiej rodziny. Papież umierał jak senior rodu, w gronie swych najbliższych. Przez ponad dwadzieścia sześć lat pontyfikatu nie zaprzyjaźnił się aż tak ze współpracownikami z innych krajów, by towarzyszyli mu w ostatnich chwilach. Chciałoby się wręcz rzec, że umierał jak Polak na emigracji, wśród swoich.
Najbliżej był oczywiście arcybiskup Stanisław Dziwisz. Ci, którzy spotkali się z nim w Rzymie na dwa tygodnie przed śmiercią Jana Pawła II, mówili, że był w fatalnej formie, wyczerpany i najwyraźniej świadom zbliżającego się nieubłaganie dramatu. Teraz wielu watykanistów zadaje sobie pytanie, czy w prywatnych papieskich szufladach – prócz ogłoszonego już testamentu – zachowały się także nieznane utwory literackie z lat rzymskich. Znawcy twórczości poetyckiej Karola Wojtyły nie wierzą w to, by przez cały ten czas napisał on zaledwie „Tryptyk rzymski”. Pisał i to dużo – twierdzą osoby dobrze poinformowane, zastanawiając się, co teraz stanie się z utworami, jeśli rzeczywiście zostały one znalezione podczas porządkowania bardzo skromnego, ascetycznego wręcz apartamentu na trzecim piętrze. W tym kontekście niepokojąco brzmi zdecydowany zapis papieskiego testamentu: notatki osobiste spalić. Co jest notatką osobistą, a co utworem? To abp Dziwisz został wyznaczony na opiekuna tej spuścizny, tym samym rośnie jego rola i odpowiedzialność. Ostatnia już związana z Janem Pawłem.
Mniej znany od abp. Dziwisza jest drugi były papieski sekretarz ksiądz Mieczysław Mokrzycki, jeszcze bardziej pozostający w cieniu i z pewnym lekceważeniem traktowany przez włoskich dziennikarzy z powodu, jak zawsze podkreślali z rozbrajającą szczerością, trudnego do wymówienia imienia i nazwiska.