Złoto, władza i seks
Złoto, władza i seks. Czy papież Aleksander VI miał choćby jedną duszę?
Gigant niemieckiej historiografii Leopold von Ranke wystawia papieżowi Aleksandrowi VI fatalne świadectwo: „Przez wszystkie dni swego życia dążył jedynie do tego, by używać życia, szukać przyjemności i zaspokajać swe ambicje i zachcianki”. Nokautuje Aleksandra także historyk z Edynburga Richard MacKenney: „Zgniły moralnie”.
Autor hasła o Aleksandrze w polskiej „Encyklopedii Katolickiej” jest bardziej powściągliwy: papież był „człowiekiem o skomplikowanej indywidualności”, podlegał potężnym wpływom epoki, negatywne sądy historyków dawniejszych należy nieco złagodzić. Aleksander – dodaje – był przyjacielem Polski, obdarzył godnością kardynalską Kazimierza Jagiellończyka, popierał unię polsko-litewską, dał Koronie fundusze na obronę przed Turkami. Na dodatek mecenasował uczonym i artystom – jego watykańskie apartamenty ozdobiły freski Pinturicchiego, mistrza Rafaela – i opiekował się rzymską akademią. A kiedy w 1493 r. dzielił Nowy Świat między katolickie imperia Portugalii i swej ojczystej Hiszpanii, zabronił traktować Indian jak zwierzęta i nawracać ich hurtem i siłą na chrześcijaństwo.
Prałaci z drewna
Nic z tej dzisiejszej powściągliwości nie znajdujemy u współczesnych Aleksandrowi. Machiavelli nazwał go „człowiekiem nikczemnym”, a Egidio da Viterbo, późniejszy purpurat, w lipcu 1501 r. tak pisał o Aleksandrze w liście z Rzymu: „Papież na oczach wszystkich jednych pozbawia mienia, innych życia, jednych wysyła na wygnanie, innych na galery, a jeszcze innym odbiera dom i usadza tam jakiegoś hultaja. Częściej handluje się tu dobrami kościelnymi niż gdzie indziej arbuzami lub bułeczkami i wodą. Nie szanuje się sądów, jako że źródłem wszelkiego prawa jest tu przemoc i owi hultaje.