Na fotografii z wakacji u wuja Norbert stoi przy traktorze. Widać, że wyrośnie na przystojnego, wysokiego chłopaka. Nie widać stóp zwróconych ku sobie, na których ani biegać, ani grać w piłkę. Nie było wtedy szkół integracyjnych ani stowarzyszeń dzieci z porażeniem mózgowym. Nie robiono takich jak dziś operacji. Lekarz powiedział rodzicom, że gdy syn urośnie, zoperuje mu się stopy. Ale jakoś do operacji nie doszło. Matka Norberta była księgową, grała w siatkówkę. Ojciec – działacz sportowy. Bardzo zapracowani, z trójką zdrowych dzieci na schwał. Tylko Norbert.
Nie znosił wkładek ortopedycznych, chciał być jak inni. Ale nie potrafił. W nauce też. Zaczął chodzić do szkoły zasadniczej, kierunek szewstwo, rzucił. I w ogóle – piwko, papierosy, koledzy z dzielnicy, element. Rodzice nie zarabiali źle. Ojciec dawał Norbertowi kieszonkowe. Los go pokrzywdził, niech ma. Mógł te piwka stawiać. Imponowały mu przekręty, wymuszenia, złodziejstwa. Podłączył się pod to. Starał się być chojrakiem. Za nic nie chciał czuć się odrzucony.
Wyrok. Więzienie. Znów wyrok. Współwięźniowie są okrutni wobec słabych. Duży, silny mężczyzna, który powłóczy nogami i nie może się skutecznie bronić – cóż za możliwości do gnojenia.
Po którejś próbie samobójczej przywieziono go z więzienia do domu. Po niedotlenieniu mózgu wydawało się, że już zawsze trzeba go będzie pielęgnować i karmić. Nie umarł, choć modlił się o śmierć. Siedział albo leżał. Jadł. Pił do oporu. Palił po 40 papierosów dziennie. Ważył ponad 120 kg.
Iluminacja
Wkrótce ojciec Norberta zachorował na raka kości, zmarł. Starszy brat i siostra wyprowadzili się i założyli rodziny. Norbert rencista mieszkał z matką na emeryturze i młodszym bratem, który za dużo nie zarabiał. Zaczęło brakować pieniędzy.