Klasyki Polityki

Sprawiedliwość po godzinach

Woźna jak sędzia, czyli sprawiedliwość po godzinach w gdyńskim sądzie

Sędziowie i prokuratorzy wspominają Iwonę F. dobrze: miła, sympatyczna, uczynna. Sędziowie i prokuratorzy wspominają Iwonę F. dobrze: miła, sympatyczna, uczynna. Marek Raczkowski / Polityka
Iwona F., rocznik 1968, wykształcenie podstawowe, woźna w Sądzie Rejonowym w Gdyni, próbowała odciążyć przepracowanych sędziów załatwiając część spraw na własną rękę. Sąd nie docenił tej spontanicznej pomocy. Wkrótce woźna i jej interesanci zasiądą na ławie oskarżonych.

Sędziowie i prokuratorzy wspominają Iwonę F. dobrze: miła, sympatyczna, uczynna. Jej matka przez wiele lat była kierowniczką sekretariatu w Wydziale VII Cywilnym, potem Cywilnym Nieprocesowym Sądu Rejonowego w Gdyni. W tym samym wydziale od 1990 r. pracowała Iwona F. Ze starych filmów woźny sądowy kojarzy się z wprowadzaniem świadków na salę, z doręczaniem sądowej korespondencji. Dziś, przy niedostatku etatów, wykorzystywany jest do mniej dekoracyjnych zadań. Iwona F. zatem, choć tylko woźna, prowadziła repertoria i inne sądowe rejestry, wydziałową statystykę oraz sprawozdawczość. Jej obowiązki odpowiadały raczej funkcji sekretarza sądowego. Kolejne kontrole wyższych instancji nie zgłaszały zastrzeżeń do jej pracy.

Iwona F. tymczasem rozwijała się zawodowo. Dokładnie nie wiadomo, w którym momencie po raz pierwszy doszła do wniosku, iż z powodzeniem może zastąpić sędziego. Nie posunęła się do tego, by podrabiać orzeczenia. Ograniczyła się do wystawiania uwiarygodnionych odpisów orzeczeń niezistniejących, to znaczy takich, które powstały w jej głowie. Działalność owa rodziła dokładnie takie same skutki jakby sąd faktycznie orzekł. Petenci sądu bowiem nie dostają do ręki oryginałów postanowień, tylko właśnie odpisy, które są podstawą do załatwiania dalszych urzędowych formalności. Aby sędziowie nie zajmowali się sprawami już rozstrzygniętymi w takim właśnie trybie, Iwona F. w repertorium robiła stosowną adnotację o wydaniu postanowienia. Formalnie wszystko wyglądało poprawnie. Akta utykała tak, by nie rzucały się w oczy. Specjalizowała się głównie w postępowaniach spadkowych. – Szkoda mi było tych ludzi, którzy muszą po pół roku albo i dłużej czekać na załatwienie oczywistej sprawy – tłumaczy swą fałszerską aktywność.

Żona załatwiała takie rzeczy w dwa-trzy dni – dodaje nie bez dumy jej mąż.

Polityka 8.2001 (2286) z dnia 24.02.2001; Społeczeństwo; s. 86
Oryginalny tytuł tekstu: "Sprawiedliwość po godzinach"
Reklama