Niezorientowana staruszka z siatką, od 40 lat mieszkanka Starego Miasta, utknęła w korku kamer pod Pałacem Ślubów.
– Ten piłkarz jak się nazywa? – dopytywała zgromadzonych.
– Olisadebe – powiedział z satysfakcją wygolony wielki człowiek w białym T-shircie.
– To Polak?
– Prawdziwy – potwierdził ironicznie wygolony.
– Bardzo dziwne nazwisko. To po ojcu?
W sobotę 16 czerwca Beata Smolińska, tegoroczna maturzystka z warszawskiego Solca, i Emmanuel Olisadebe, chłopak z Warri w Nigerii (którego znaczenie dla polskiej piłki nożnej trudno przecenić), pojawili się w urzędzie stanu cywilnego na warszawskiej Starówce. Przywiózł ich o 11.15 biały, długi, obwiązany błękitną wstążką Lincoln. Przybyli nim również: Jerzy Engel junior, II trener Polonii, i Monika Smolińska, bliźniaczka panny młodej – świadkowie.
Do urzędu weszli prezes PZPN Michał Listkiewicz („życzę Emmanuelowi, żeby był tak szczęśliwy jak my wszyscy, mężowie polscy”) i Ryszard Kalisz. Nie zjawili się koledzy z kadry. Nie przyjechała rodzina pana młodego. O 12.00 było już po wszystkim. – W ogóle to wszystko mi się w nim podoba – zadeklarowała Beata przed Pałacem Ślubów. – Kocham go jak syna – powiedziała Olga Smolińska, szczęśliwa teściowa. – Odpowiada mu moja kuchnia. Wczoraj zrobiłam na obiad kołduny, bardzo mu smakowały. Na początku jednak był strach, co powiedzą sąsiedzi.
Po ślubie Emmanuel nie powiedział nic. W zwycięskim geście pokazał rękę ozdobioną obrączką i wsiadł do limuzyny. Dostał brawa. Lincoln odjechał na Solec.
Trochę inny
Brawa dla Emmanuela (Emsiego) są zwieńczeniem próby tolerancji, jaką przeszli kibice.