Zaczęło się w Brukseli, gdzie 11 października eurodeputowany Maciej Giertych zorganizował debatę na temat teorii ewolucji i jej nauczania. W konkluzji dyskutanci, obok Giertycha Joseph Mastropaolo z California State University, Guy Berthault z paryskiej Ecole Polytechnique i Hans Zillmer z uniwersytetu w Berlinie, uznali, że wywodzące się od Karola Darwina koncepcje należy wycofać z programów nauczania. Maciej Giertych, jak się dowiadujemy z informatora nauki polskiej, jest profesorem zwyczajnym o specjalności „fizjologia drzew, genetyka populacyjna drzew leśnych”.
Choć polscy uczeni nie kryli zażenowania akcją byłego kandydata do urzędu prezydenta RP, to trzeba jednak przyznać, że miał on do niej pełne prawo. Wolność wypowiedzi, stowarzyszona z ryzykiem ośmieszenia się, jest jedną ze zdobyczy liberalnej demokracji. Eurodeputowany Maciej Giertych jest jednak ojcem urzędującego ministra edukacji, a ten zapytany o komentarz, odpowiedział: „O to, czy teoria ewolucji jest prawdziwa, czy nie, spierać się nie będę, bo się na tym nie znam. Ale naukowcy mają prawo do takich dyskusji. W końcu teoria ewolucji to tylko koncepcja, a nie fakt naukowy. Na obecność w programach różnych teorii naukowych rodzice powinni mieć wpływ. Trudno mi teraz przesądzić, czy powinni mieć prawo wyboru podręcznika – z teorią ewolucji albo bez. O tym trzeba w Polsce rozpocząć dopiero dużą dyskusję” („Gazeta Wyborcza”, 12 X 2006 r.).
Prawda nauki, prawda religii
Stanowisko to można byłoby uznać za wyważone, gdyby nie to, że wypowiedział się minister edukacji państwa należącego do Unii Europejskiej. Jedna z fundamentalnych zasad takiego państwa mówi, że działający pod jego auspicjami system edukacji uczy tego, co za prawdziwe uzna oficjalna nauka.