Wieś Dobrylas, nazwę tę wymawiając trzeba położyć akcent na y, leży na skraju Puszczy Kurpiowskiej. Piękna jest jak z oleodruku. Domy tu przeważnie drewniane, swojskie, a powietrze czyste jak łza.
Dobrylas podzielony jest z dziada pradziada na grona – grupy krewnych i powinowatych, mieszkających na pewnych obszarach wsi. Choć teraz już się to pomieszało. Matka Pawła Plony na przykład, z domu Śliwka, wyszła za jego ojca Plonę z grona Plonów, powiększając je o czworo dzieci, choć później trzech braci z tej czwórki osłabiło grono, wyjeżdżając ze wsi.
Grona nie mają takiej wagi jak kiedyś, teraz raczej symboliczne, i mówi się o nich teraz dzielnice, bo tak jest nowocześniej.
Ksiądz ogłaszając Obychody, które następują po Bożym Ciele, zapowiada, że najbliższa msza w intencji zdrowia, szczęścia i urodzaju będzie dla dzielnicy Grzymałów na przykład, i wtedy to grono, czyli dzielnica, składa się po parę złotych. A potem następne grono ma swoją własną mszę. Na tym polegają Obychody.
Nieszpór, też w letnie dni obchodzony, polega zaś na tym, że wszystkie dzieci od najmłodszego, ustrojone w wianki z kwiatków rozchodnika i macierzanki, otrzymują w kościele błogosławieństwo.
W ostatni nieszpór Kacperek Plona, syn Pawła, zaczął marudzić. Przyzwyczajony jest, że mama Mariola podaje mu cyca na każde żądanie i że tata huśta go, tuli, całuje, przytula, nikt na Kacperka nie krzyknie, nie powie złego słowa w złości, więc on rośnie jak pączek w maśle. Chodzi po kuchni Plonów jak wcielenie szczęśliwego rocznego dzieciaka i łap za kawałek kiełbachy. I zje. Chlebka kawałek też zje. Wszystko je. A co? Okaz zdrowia jest. Więc w ostatni nieszpór Kacperek chce w kościele possać. Sąsiadki Marioli widzą, co się dzieje, i ją zasłaniają. Kacperek ssie. Jest ślicznie.