Klasyki Polityki

Moja matka i Księga Nehemiasza

Od dnia, w którym matka znalazła nazwisko Pilch w Starym Testamencie, nasze życie uległo zmianie.

Mamie – na siedemdziesiątkę

Od dnia, w którym matka znalazła nazwisko Pilch w Starym Testamencie, nasze życie uległo zmianie. Byliśmy dumni i zarazem nie mieściło się nam w głowach, że tak wstrząsającego odkrycia nie dokonał nikt wcześniej. Nie szło nam – ma się rozumieć – o uczonych egzegetów – choć rozmaite komentarze do Pisma zaczęliśmy natychmiast studiować jak szaleni – szło nam o naszych, znających Biblię jak mało kto, przodków.

Jak to możliwe – zapytywaliśmy samych siebie – że nasza babka Czyżowa, która przez całe blisko dziewięćdziesięcioletnie życie na okrągło czytała Biblię, nie zauważyła, że w Księdze Nehemiasza w rozdziale 10 stoi Pilch jak byk? Pewnie, że babka z większym natężeniem czytała Nowy niż Stary Testament, ale nawet jakby przez kilkadziesiąt lat w ogóle nie czytała Starego Testamentu, a tylko kartkowała, powinna nazwisko swojego zięcia w Nehemiaszu zauważyć.

A dziadek Czyż? Nie studiował wprawdzie Biblii tak pilnie jak babka, ale jednak czytał i – co specjalnie ważne – miał do wychwycenia starotestamentowego Pilcha wyjątkowe kwalifikacje: dziadek miał mianowicie talent do rachunków. W tamtych czasach przekładało się to na umiejętność sumowania gigantycznych słupków. Dziadek spoglądał, dajmy na to, na arkusz kancelaryjnego papieru, na którym widniały nie słupki, a strzeliste kolumny, całe wieże cyfr i w okamgnieniu umiał je podliczyć w głowie. Wystarczał mu rzut oka i każdą liczbę widział z osobna, i błyskawicznie ją łączył z innymi, dziadek – słowem – miał talent do rozkodowywania i czytania zapisów piętrowych, a wiadomy fragment w Nehemiaszu jest ujętym w kształt piętrowej litanii spisem imion. Nie ulegało najmniejszej wątpliwości, że jakby dziadek choć raz omiótł ten słupek wzrokiem, wychwyciłby w 24 wierszu imię Pilch. Niestety – wychodziło, że nigdy tej litanii nie widział, że nigdy, nawet przypadkiem, Biblia nie otworzyła mu się na wiadomej stronie.

Nawiasem mówiąc, podobny talent do rachowania miał jego syn, brat mojej matki i mój stryj Adam Czyż. Już jako dziecko umiejętnością liczenia w głowie wprawiał w osłupienie ekspedientki U Wojnara, zanim one ceny kostki masła, zapałek, kilograma mąki, butelki lemoniady i sześciu bułek wodnych zapisały na papierze, Adam podawał końcowy wynik. Mieć do niego pretensji, że nie zastosował swego daru do czytania Biblii, jednak nie można. Adam poza kursem szkółki niedzielnej, religii i nauki konfirmacyjnej do czytania Biblii raczej się nie przykładał. Wiódł grzeszne i hulaszcze życie i pewnego grudniowego wieczora, zakrztusiwszy się w trakcie picia wódki kawałkiem kiełbasy zwyczajnej, umarł w wieku 39 lat. Nie zdążył biedak w związku z tym spobożnieć na starość i ewentualna emerytalna lektura Pisma w fotelu, przy piecu, podczas której mógłby dokonać wiadomego znaleziska, ani jemu, ani nam nie została dana. „Kto młodo umarł, dość długo żył, albowiem dusza jego podobała się Panu” – taki napis na jego grobie poleciła wyryć babka Czyżowa.

Drugi mój dziadek, ojciec ojca, Paweł Pilch powszechnie znany jako Stary Kubica, nie umarł młodo. W sensie ścisłym „dość długo żył”, ale być może i jemu ostrość spojrzenia na 476 stronę Biblii gorzała zakłóciła. Choć nie powinna, bo Stary Kubica wszystko wprawdzie co czynił, czynił po gorzale, ale czynił dobrze. Był wielkim gazdą, prezesem kółka, komendantem straży, autorem gospodarskich usprawnień, brał się za wszystko – znajdował też czas na lekturę Biblii. W sumie szkoda, że studiując Pismo w stanie upojenia, nie zauważył swojego nazwiska w Starym Testamencie. Powagi jego odkryciu by to nie odjęło, przydało szaleństwa.

A może zauważył? Zauważył, ale przeląkł się, że znów przychodzą deliryczne widma? I zamknął w wielkim strachu Księgę i nigdy już na tamten wiersz nie spojrzał? I tak, bez zmieniającej życie wiedzy o przodku sprzed 25 wieków, życie się skończyło? Stary Kubica umarł nieświadom, a w najlepszym razie niepewien, że jego nazwisko jest wymienione pośród ksiąg prorockich? Umarł nieświadom, że moc ducha, siłę fizyczną, umiejętności organizacyjne, dar przywództwa i nade wszystko popędliwość wziął po jednym „z przedniejszych ludu jerozolimskiego, Pilchu – wodzu Lewitów?”. Swoją drogą ciekawość czy wziął też po nim skłonność do gorzały? Czy nasz arcyprzodek miał takie skłonności? (Sam Nehemiasz był podczaszym perskiego króla Artakserksesa, co może coś znaczyć, ale nie musi). Czy starotestamentowy Pilch podczas odbudowywania murów Jerozolimy – jak, dajmy na to, robota nie szła – pompował? A jak tak, to co? Pejsachówkę? Wino proroków? Bimber cichcem pędzony przez kapłanów? Sam jakiś trunek dla własnych produkował potrzeb? A potrzeby miał jakie? Znaczne? Zwłaszcza nad ranem? Gdy nad Jeruzalem wstawał świt tak ciemny, że nawet nadchodzący Mesjasz pomyliłby drogę, Pra-Pra-Pilchem zaczynało trzepać? I Stary Kubica żywiący się pod koniec porzeczkowym winem nie wiedział, że jego upiorne wiślańskie poranki są powtórzeniem jerozolimskich poranków praszczura? Niech tak będzie.

Inni Pilchowie? Krewniacy bliscy, dalecy i obcy? W Wiśle co druga, najdalej co trzecia chałupa: Pilch. Od szesnastego wieku w tych chałupach Biblia obok chleba leży na przykrytych obrusami stołach, co dzień zasiadają za tymi stołami moi imiennicy i moi współbracia w wierze. Sami z dziada pradziada czytelnicy Biblii, bo tak nam nakazał nasz reformator doktor Marcin Luter. I co? I nikt z tej niezliczonej i wielowiekowej rzeszy nigdy nie zatrzymał wzroku na księdze Nehemiasza?

Pewnie że Nehemiasz nie gra w pierwszej lidze, mało jest znany i gdzie mu do studziennej rozpaczy Jeremiasza, do dalekowzroczności Izajasza, do trwogi Koheleta, do mądrości Salomona, do poetyckiego geniuszu Psalmisty. Zgoda. Ale też nie jest Nehemiasz żadnym nieobecnym w naszej wersji Pisma Tobiaszem, Syrachem, Baruchem, Judytą czy Machabeuszem. A nawet jakby tak było, nawet jakby matka znalazła nazwisko Pilch w katolickiej Biblii, to co? Co by to szkodziło? Pewnie, że trochę inne znaczenie by to miało, ale miałoby znaczenie niemałe. Nawet jakby Pilch się znalazł w jakimś apokryfie, nawet jakby nie starotestamentowym, a w nowotestamentowym apokryfie był umieszczon, nawet jakby się znalazł w, dajmy na to, „Księdze Jaszar” albo „Liście Barnaby”, też by to było wydarzenie. Więcej powiem: nawet jakby matce jakimś cudem wpadła w ręce jakaś nieuwzględniana ani przez nas, ani przez katolików, ani nawet przez żydów księga, nawet jakby znalazła Pilcha w „Księdze Henocha” we „Wniebowzięciu Mojżesza” albo w innym „Psalmie syryjskim” – też by to swoją wagę miało.

A tu proszę, matka wygrzebała nasze nazwisko nie w żadnym pseudoepigrafie, nie w jakimś spreparowanym na początku wieku falsyfikacie, nie w żadnej szemranej Apokalipsie, a w Księdze mniej wprawdzie popularnej, ale jak drut kanonicznej.

Chryste Panie, przecież ktoś przed matką musiał o tym wiedzieć! Przecież chyba nie jest tak, że moja matka jest pierwszą w historii czytelniczką, która obecność Pilcha w Biblii odkryła! Chyba nie jest tak, że przed matką tylko autor księgi znał ten – dla nas kluczowy – szczegół. I Pan Bóg oczywiście, i może jeszcze Pan Jezus. Pan Jezus prawdopodobnie znał Stary Testament. Choć teraz przygwożdżony powszechną i w głąb wieków idącą niewiedzą zaczynam się zastanawiać, czy aby na pewno Pan Jezus wiedział, że w jednym miejscu jest tam napisane: Pilch. Musiał wiedzieć. Bo Pan Bóg wiedział na pewno. W końcu sam wszystko dyktował.

Tak czy tak, czwórka prawdziwych znawców Pisma: Pan Bóg, Pan Jezus (przy czym Pan Jezus nie na 100 proc.), Ezra Nehemiasz i moja matka – to jest dziwna czwórka.

Polityka 37.2004 (2469) z dnia 11.09.2004; Pilch; s. 94
Reklama

Czytaj także

null
Nauka

Czy istnieją miasta idealne? Nowa Huta warunki spełnia. Warto przyjrzeć się jej bliżej

75-lecie Nowej Huty to okazja do rachunku sumienia dla urbanistów, decydentów i deweloperów. A dla nas – do refleksji, gdzie naprawdę chcielibyśmy mieszkać.

Marcin Skrzypek
09.07.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną