Nigdy goło!
Publicznie prezentowana golizna ani już nie szokuje, ani nawet nie bardzo zawstydza
Polska rodzina od lat wychowywana była do wstydliwości. Nagość szczelnie przykrywały i katolickie wychowanie, i peerelowski obyczaj. Nigdy na dobre nie zorganizował się u nas przeganiany milicyjną pałą ruch naturystów. Lata 90. przyniosły prawdziwe erotyczne rozpasanie: mnożące się pisma pornograficzne, agencje towarzyskie, peep-showy. Golizną zaatakowała reklama, w telewizji nie ma lepszego towaru na sprzedaż niż publiczne obnażenie własnego ciała (któż nie pamięta Frytki z reality-show „Big Brother”) .
Ale kultura masowa zaanektowała tylko jedno ze znaczeń nagości: erotykę i seksualną prowokację. I paradoksalnie, zamiast wyzwolić w ludziach swobodę i naturalny stosunek do własnego i cudzego ciała, pogrążyła Polaków w pruderii i wstydliwości. Wedle zleconych przez „Politykę” badań TNS OBOP, większość z nas w życiu nie poszłaby do sauny w towarzystwie szefa, ba, nie przeszłaby goło przed własnym współmałżonkiem, a już na pewno nie pokazała się w całej okazałości własnemu dziecku (zdecydowana większość polskich małżeństw nie chadza po domu nago: 72 proc. – nigdy, 18 proc. – rzadko). Nasze małoletnie dzieci też nie chcą, żebyśmy je oglądali. Ankietowane podczas badań seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego prostytutki stwierdzały, że wielu ich klientów wstydzi się całkowicie rozebrać.
Nagość w popkulturze
Nagość, czy może lepiej – golizna, prezentuje się dzisiaj w polskich reklamach i kolorowych magazynach zwykle w lukrowanej estetyce lalki Barbie.