Klasyki Polityki

Nigdy goło!

Publicznie prezentowana golizna ani już nie szokuje, ani nawet nie bardzo zawstydza

Happeningi fotograficzne Spencera Tunicka gromadzą tysiące ludzi rozbierających się i pozujących do zbiorowych zdjęć w różnych miastach na świecie. Tu Barcelona. Happeningi fotograficzne Spencera Tunicka gromadzą tysiące ludzi rozbierających się i pozujących do zbiorowych zdjęć w różnych miastach na świecie. Tu Barcelona. Albert Gea/Reuters / Forum
Obnażenie własnej intymności – albo cielesnej, albo uczuciowej – to świetnie sprzedający się towar. Ostatnim miejscem, w którym nagość pozostaje tabu, jest dom Polaka. Czyżbyśmy zatem publicznie byli wyzwoleni, a prywatnie – pruderyjni i wstydliwi?

Polska rodzina od lat wychowywana była do wstydliwości. Nagość szczelnie przykrywały i katolickie wychowanie, i peerelowski obyczaj. Nigdy na dobre nie zorganizował się u nas przeganiany milicyjną pałą ruch naturystów. Lata 90. przyniosły prawdziwe erotyczne rozpasanie: mnożące się pisma pornograficzne, agencje towarzyskie, peep-showy. Golizną zaatakowała reklama, w telewizji nie ma lepszego towaru na sprzedaż niż publiczne obnażenie własnego ciała (któż nie pamięta Frytki z reality-show „Big Brother”) .

Ale kultura masowa zaanektowała tylko jedno ze znaczeń nagości: erotykę i seksualną prowokację. I paradoksalnie, zamiast wyzwolić w ludziach swobodę i naturalny stosunek do własnego i cudzego ciała, pogrążyła Polaków w pruderii i wstydliwości. Wedle zleconych przez „Politykę” badań TNS OBOP, większość z nas w życiu nie poszłaby do sauny w towarzystwie szefa, ba, nie przeszłaby goło przed własnym współmałżonkiem, a już na pewno nie pokazała się w całej okazałości własnemu dziecku (zdecydowana większość polskich małżeństw nie chadza po domu nago: 72 proc. – nigdy, 18 proc. – rzadko). Nasze małoletnie dzieci też nie chcą, żebyśmy je oglądali. Ankietowane podczas badań seksuologa prof. Zbigniewa Izdebskiego prostytutki stwierdzały, że wielu ich klientów wstydzi się całkowicie rozebrać.

Nagość w popkulturze

Nagość, czy może lepiej – golizna, prezentuje się dzisiaj w polskich reklamach i kolorowych magazynach zwykle w lukrowanej estetyce lalki Barbie.

Polityka 47.2003 (2428) z dnia 22.11.2003; Społeczeństwo; s. 88
Oryginalny tytuł tekstu: "Nigdy goło!"
Reklama