BARBARA PIETKIEWICZ: – Pisuję teksty o ludziach w stresie, w sytuacjach porażki. Tym bardziej zainteresował mnie pański „fenomen towarzyszy niedoli”.
RAFAŁ KRZYSZTOF OHME: – To jest tak, że kiedy dosięgnie mnie porażka i spotykam kogoś, kto również jej doświadczył, to należy się spodziewać, że będę ją odczuwał z tym większą siłą. Powinienem więc unikać takiej osoby. Okazuje się, że jest inaczej. Wolimy w takiej sytuacji przebywać wśród innych nieszczęśników.
Szukanie na przykład przez kobiety po rozwodzie towarzystwa innych kobiet po rozwodzie tłumaczy się zwykle w ten sposób, że te, które się nie rozwiodły i zrywają znajomość z rozwiedzionymi, bronią dostępu do swoich, jeszcze, mężów.
One znajdują sobie oczywiście wytłumaczenie, że osoba w podobnym położeniu bardziej je zrozumie. Ale w istocie szukają towarzyszek niedoli, aby ich własna wydała się w zestawieniu z ich niedolą mniejsza. Bezwiednie dokonują „porównywania w dół”.
I ta pierwsza pociesza się, że ta druga jest naprawdę w jeszcze gorszej sytuacji?
Badając fenomen towarzyszy niedoli zrobiliśmy następujący eksperyment. W grupie studentów prawa i politologii daliśmy do rozwiązania test, który miał rzekomo zadecydować o ich przydatności na prestiżowe stanowisko.
Potem zakomunikowaliśmy, że wyniki nie potwierdziły niestety ich przydatności. Odebrali to jako porażkę, co potwierdzono w pomiarach. Następnie poprosiliśmy każdego studenta o ocenę, jaki jest nastrój pozostałych uczestników eksperymentu. Okazało się, że zawsze gorszy. A pisał, że B jest bardziej przygnębiony, a B - że A.