Wciąga kumpel z podwórka. Z sąsiedniej klatki. Z siłowni. Z treningu sportów walki. Samemu raczej trudno się wkręcić. Lepiej wykazać się na sali gimnastycznej, w końcu ktoś zaproponuje. Ale można też bić się często i ładnie w lokalu. Ambicja i konsekwencja zostaną dostrzeżone.
W tym fachu jest duża rotacja. Rok, dwa i człowieka nie ma. Pieniądze mogą szybko zdemoralizować, bo młodzi ludzie dostają je za coś, co ich kręci. Ci co lubią bić, biją, nikt im słowa nie powie i jeszcze zapłacą. Czują się kimś ważnym, więc kolejnym logicznym krokiem jest pójście w świat przestępczy z całą grupą. W ściąganie długów albo handel narkotykami. – Długi są śliskie tak samo jak narkotyki. Odradzam – mówi szef grupy bramkarzy. – Ale jak który z chłopaków w to jedzie, to na własną rękę. Ale tak być nie musi. Wielu chłopaków stoi, bo chcą po prostu dorobić. I nie przechodzą na drugą stronę prawa.
Nieliczni znajdują po bramkarskiej przeszłości normalną pracę, otwierają jakiś mały lokalik, rzadko udaje się komuś zorganizować ochronę z prawdziwego zdarzenia w porządnym lokalu. Sami mówią, że jeśli ktoś nie stoi na bramce, to całkiem możliwe, że już siedzi.
Kultura fizyczna
– Trenowałem wschodnie sztuki walki, zauważyli mnie. Zaproponowali bramkę w klubie studenckim – opowiada Andrzej, 30-latek, osiem lat na bramce, konflikt z prawem. Bardziej przez lekkomyślność niż ze złej woli dał się wciągnąć w próbę wyłudzenia. Udało mu się wykaraskać. Odszedł. Skończył studia, założył rodzinę, podjął normalną pracę. Umysłową. Przy nowych znajomych nie rozwodzi się nad swoją kolorową przeszłością.