To już kolejny letni sezon, kiedy moda masowa każe odkrywać coraz więcej. Całe zastępy kobiet, często pomijając względy estetyczne, posłusznie i bez skrępowania kupują słodkie, przyciasne, zmiętoszone, odpowiednie dla lolitek fatałaszki. Ideał to słodka kobietka, wieczna szesnastolatka, seksowna i smakowita.
Moda: figi na wierzch
W cieniu Pałacu Kultury w Warszawie, w przypominających labirynt halach targowych – imponujący przegląd dekoltów, przezroczystości, zwiewności, drastycznych wycięć i skosów. Pani Bożena, sprzedawczyni od kilku sezonów, prezentuje hit swojego stoiska: spodnium, czerń i złoto, cętki a la pantera. Z przodu dekolt aż do pępka, z tyłu też niewiele materiału, jeśli nie liczyć wąskich pasków w poprzek pleców. – Klientki mierzą i kupują, mówią, że świetne na lato – zachwala pani Bożena. – Ale najczęściej to panowie namawiają swoje kobiety do noszenia takich sexy ciuszków. Choć bywa i na odwrót. Pani Bożena pamięta, jak niedawno przed stoiskiem zatrzymało się młode małżeństwo. Ona wybrała zwiewną i skąpą czerwoną sukienkę na ramiączkach. Mąż zareagował gwałtownie: – Wybierz coś innego. Mam dosyć facetów śliniących się na twój widok i ich świńskich odzywek. Gdyby nie fachowa porada pani Bożeny (mała narzutka), pewnie byłyby to ostatnie wspólne zakupy.
– Teraz modny jest sexyfolk – objaśnia pani Marzena, kilka stoisk dalej. – Frędzle, pognieciony len, prześwitujące wdzianka. Kobieta musi się trochę pokazać, musi być sexy. Folk w wydaniu masowym to wcale nie – jak by się mogło wydawać – długie, falbaniaste spódnice w rustykalne wzorki, ale lniane obcisłe bluzeczki zawiązywane na troczki. Do tego – jeśli ma to być zestaw obowiązkowy tego lata – wąska i krótka spódniczka z dżinsu.