Klasyki Polityki

W sercu noc

Dlaczego ludzie nienawidzą?

Nienawiść bije z różnych źródeł. Także z najczystszego – z miłości. Nienawiść bije z różnych źródeł. Także z najczystszego – z miłości. PantherMedia
Stara jak nasz gatunek. Straszna, zdolna zniszczyć wszystko, także tego, kto jej ulegnie. Sama rodzi przyczyny, które budzą ją do życia, i jeśli zasypia, to nigdy snem wiecznym – pisze Szymborska.

Nienawiść bije z różnych źródeł. Także z najczystszego – z miłości. Jak się rodzi w ludzkich sercach?

Z odtrącenia

Miłość może być najbardziej bolesnym źródłem nienawiści. Oto ktoś wydaje innemu człowiekowi swoje ciało na obcy przecież dotyk. Nie istnieje większe zaufanie. Lecz osobie, która z obcej staje się przez ten akt najmniej obcą na świecie, już to nie wystarcza. Chce więcej. Ta ją nudzi. Chce nowej, innej miłości. Odtrąca. Nie ma większego upokorzenia niż odtrącenie intymności ciała, wyłączności miejsca w sercu. Ofiarowana fizyczność wydaje się wtedy zbrukana, ufność – wystrychnięta na dudka. Zamiast niedawnej bliskości – nastaje straszliwa samotność jak na pustyni, gdyż jak powiada Simone Weil, w pełni uświadamiamy sobie istnienie tylko tych ludzi, których kochamy. Lub nienawidzimy.

Nienawiść z odtrącenia jest jej gatunkiem paraliżującym oddech, zajadle trwałym. Nie mija łatwo jak miłość. Pamięć przywołuje obraz doznanej krzywdy, wprowadzając go nieustannie w czas teraźniejszy. Zwłaszcza u kobiet.

To nienawiść każe porzuconym żonom bronić mężom dostępu do dzieci. Nazbyt często się zdarza, że mężowie miłość do dziecka sprowadzają do wysyłania alimentów. Jeśli w ogóle to robią. Mężczyzna kocha ponoć swe dzieci, dopóki kocha ich matkę.

Jeśli jednak następuje ten rzadszy przypadek, że chce widywać dzieci, kobieta otrzymuje potężną broń. Z rozkoszą utrąca wizyty ojca dzieci. Poszło do dentysty, ma angielski. Im błahszy powód, tym większa rozkosz utrącania. Nie liczy się nic, prócz nienawiści.

Pisałam kiedyś w „Polityce” o dziewczynce, która, żeby zobaczyć się z ojcem – uciekała w nocy przez balkon. W koszuli nocnej, w kapciach, szła przez pół miasta do mieszkania ojca i jego nowej żony. Kiedy matka odkryła, że balkon służył i poprzednio do nocnych rozmów dziecka z tatą, założyła kraty.

Nienawiść nie lubi kwitnąć w pojedynkę. Znakomicie pęcznieje sama przez się, lecz często potrzebuje widzów i sprzymierzeńców jak czasowej protezy. Urządza happeningi. Maria Łopatkowa opowiadała kiedyś o matce, która odkryła, iż jej były mąż przyjeżdża na spotkanie z ich córką do szkoły i zabiera ją w czasie przerwy między lekcjami do samochodu. Innych sposobów spotykania się z dzieckiem była żona nie udostępniła. Na cios należało odpowiedzieć ciosem. Matka powiedziała w zaufaniu koleżance córki o swych podejrzeniach: ktoś chce małą porwać i skrzywdzić. Koleżanka, widząc dziewczynkę wsiadającą do samochodu z obcym mężczyzną, pobiegła do dyrektorki: – Zboczeniec porywa uczennicę. Wezwano policję. Małą w szoku odwieziono na pogotowie.

Nienawiść twarda jest. I nie daje do siebie dostępu subtelnościom. Nie toleruje trybów warunkowych – a może jednak, gdyby tak..., bo nie zna zwątpienia.

Doznana krzywda jest dla niej faktem jednoznacznym, przeraźliwie oczywistym. Nie dąży do prostego wyrównania rachunków: oko za oko, ząb za ząb i sprawa między nami jest zakończona. Zna sprawiedliwość własną, subiektywną, tylko ona jest dla nienawiści prawem. Nie zna granicy, mety. Nakręca się samoistnie jak straszliwe perpetuum mobile.

Nie zna połowiczności. Jak pisze Leszek Kołakowski, podobnie jak miłość zawiera w sobie nieskończenie, nienasycenie. Zawsze głodna. Zawsze za mało jej odwetu.

Jest na swój sposób złowrogo piękna. I wieczna.

Z zawodu

Mezalians, stara „krzywda” wyrządzona rodzinie przez niewdzięczne dorosłe dziecko, które poślubiło kogoś wbrew woli rodziców, odżył w nowej formie. Matka wychowująca samotnie syna dusi – jak nazbyt często bywa – nienawiść do synowej, która zabrała jej syna, jej mężczyznę. Matki córek duszą nienawiść do zięciów, bo zrujnowali karierę ich dorosłego dziecka. One woziły córki w dzieciństwie na tenisa, języki, łucznictwo, łyżwiarstwo, malarstwo, na castingi reklamowe. I przyszedł nie biznesmen z bajki, lecz drań z ulicy. Nie skończyły studiów, a jeśli nawet, to nie zostały gwiazdami. Zawiodły. Żyją z draniem jak pierwsze lepsze.

W Tarnobrzegu córka szanowanej powszechnie nauczycielki i kombatantki wyszła za mąż za gitarzystę. Przerwała studia, bo urodziło im się dziecko. Biedowali w trójkę w Krakowie, przyplątała się do któregoś choroba, więc córka z dzieckiem wróciła do rodzinnego domu. Wydzielono jej pokój pod warunkiem, że zerwie wszelkie kontakty z mężem. On zaczął pokątnie przyjeżdżać do Tarnobrzega i widywać się z żoną.

Podczas którychś odwiedzin doszło do zetknięcia zięcia z teściową. Wybuchła awantura. On powiedział, że jej utnie język, a ona skierowała sprawę do sądu i doprowadziła do skazania go na więzienie za groźby pozbawienia jej życia. Ukrywał się. Odbyło się kilka rozpraw. Wnuczek wysyłał listy do sądu z błaganiem, żeby mu nie zabierać ojca, językowi babci przecież nic się złego nie stało. Teściowa uznała, że listy to manipulacja matki, a wnuk nadaje się wyłącznie do poprawczaka, bo złamał gałąź jej jabłoni.

Nauczycielka od dawna chorowała na białaczkę. Sporządziła testament, w którym wydziedziczyła córkę, nakazując, aby się po jej zgonie wyniosła z domu, co też się stało. Zięcia zmarłej przed więzieniem uratowało ułaskawienie prezydenta. – Nienawiść, która przeżyła grób – mówi Maria Łopatkowa. Bez sensu, tak że aż groteskowa.

Lecz nienawiść sensu ani logiki nie potrzebuje. „Nie szuka uzasadnień, nie analizuje faktów, pod tym względem jest zupełnie nierozumna” – pisze Adam Hernas, krakowski prawnik i filozof.

Ze wstydu

Gdzież rozum w tym, że uczyniwszy komuś krzywdę, ten co ją uczynił, zaczyna nienawidzić swojej ofiary za to właśnie, że skrzywdził? Że się ofiara do krzywdy podłożyła, ugięła. Że dała się skrzywdzić. Więc ofiara jest zła i podła. Wszystko przez nią. Nienawiść na opak. Odwrócona.

W niej celują mężczyźni. Gdy rzucają swe kobiety, myślą o nich mściwie, wspominają mściwie, niezależnie czy są ku temu powody. Lecz w odróżnieniu od kobiet rzadko wychodzą poza krąg myślenia. Mściwi w myślach raczej niż w czynach.

Także gdy zabijają przypadkowo lub dla zysku, nienawidzą zabitych, że przez nich zostali złapani i skazani na więzienie. Nie ma w nich poczucia winy. Jest – krzywdy: sam się prosił, dostał za swoje, a ja teraz przez niego... Tak myślą nawet wówczas, gdy zabójca nie znał przed zabiciem swej ofiary.

Seneka powiada, że nie masz nienawiści groźniejszej niż ta, której przyczyną jest wstyd, że niegodziwie postąpiło się z kimś, kto wyświadczył dobrodziejstwo. A Tomasz Hobbes: że nienawidzi się, gdy doświadczyło się dobrodziejstw, które przerastają możliwości odpłacenia tym samym.

Dobra, miła matka, nie żadna jędza, dobrowolnie wynosi się do domu starców, chcąc ustąpić miejsca w swoim ciasnym mieszkanku nowo poślubionej żonie syna. Czuły dotychczas syn, przestaje do matki przyjeżdżać. Nie telefonuje, nie przysyła życzeń na święta. Poproszony do telefonu krzyczy do matki z nienawiścią, że jest zajęty, żeby dać mu spokój. Matka jest zdrowa, pomaga w sprzątaniu domu starców, lecz któregoś dnia umiera tak nagle, jak wyniosła się ze swego mieszkania. Jest usłużna, odchodzi znów na czas. Syn odbiera uskładaną dla niego co do grosza rentę.

Z zemsty

Małe dziecko uczy się odróżniania tego co nasze od tego co inne. Matka uczy, że koledzy bawiący się koło meczetu to inni, a koło kościoła – nasi i lepsi. Tak samo postępuje matka muzułmanka. Wychowanie w tym co nasze i lepsze jest fundamentem solidarności grupowej, patriotyzmu, miłości ojczyzny. Rzeczy znane budzą psychiczny dobrostan, są kojące.

Lecz inne i gorsze także są potrzebne. Dla dziecka są warunkiem odróżnienia naszych, lepszych. Budują psychiczną tożsamość. Inni obcy są także pożyteczni z tego względu, że można na nich przenieść wszystkie złe emocje, fobie, lęki, uprzedzenia, podobnie jak to czyni dziecko, które konstruuje w swej fantazji potwora, żeby się go bać. Potwór żyje na zewnątrz, wówczas dziecko nie lęka się tego, co w jego sercu nienazwane, wewnętrzne i co budzi przerażenie.

Tak powstaje nienawiść. W ten sposób tłumaczy mechanizm jej rodzenia się w człowieku wielu naukowców. Transpozycja własnego zła na innego: tego kto skrzywdził, kto coś ofiarował ponad miarę, kto bogatszy, ładniejszy, zdolniejszy, przez kogo są kłopoty. Nienawiść jest aktem zemsty na kimś, kto się akurat do tego nadaje, kto się nawinie – za nieudane punkty własnego życiorysu. Ta czarna terapia leży głęboko w naszej naturze i zaczyna się od niemowlęctwa. „Rzutujemy na obcych to, co wypieramy z samych siebie. Kończymy się tam, gdzie oni się zaczynają” – pisze Vanik Volkan, amerykański psychoterapeuta.

Czasem nikogo do nienawidzenia nie ma pod ręką. Więc nienawidzi się sąsiada, kuzyna, kolegę z pracy, teścia, którzy coś krzywdzącego powiedzieli, coś zrobili, choć w zaawansowanej nienawiści często zapomina się co mianowicie.

Z dogmatów nieomylnych

Nienawidzący w pojedynkę często skrzykują się w grupy, aby nienawidzić wspólnie – Żydów, punków, kolorowych. Adresat jest bez znaczenia. Ważne, aby był, by mieli wroga. Nic skuteczniej nie łączy grupy zwolenników niż nienawiść. „Nienawiść grupowa – pisze Robert S. Robins w książce »Paranoja polityczna« – pojawia się szczególnie w okresach gwałtownych przemian społecznych. Łatwiej jest wykrzyczeć nienawiść do wrogów spiskujących na naszą zgubę, niż przyznać się do upokorzenia lub bezradności”.

Grupa musi mieć przywódcę. I zawsze znajdzie się złowrogi terapeuta, który podaje jej łudząco wiarygodne recepty nienawiści. Nie pierwszy z brzegu. Grupa musi do niego pasować jak klucz do zamka, a on podobnie – jak klucz do grupy. Lecz nadal wzajemnie docierają się, układają. Bogacą ideologię nienawiści. Tę także muszą mieć. Jest strawą duchową grupy. Dzięki niej wartko będzie w żyłach płynęła nienawiść jak krew, krew jak nienawiść.

Ideologią może być religia. Nie wiara, lecz zbiór dogmatów, doktryna, która jest nieomylna, niepodważalna, nie dopuszcza zwątpienia. W tym jej siła dla fanatyka i moc przyciągania dla tych, którzy do grupy wstępują. Nie ma w niej miejsca na zwątpienie. Wątpiący muszą ponieść karę, bo zagrażają ślepemu zaangażowaniu pozostałych.

Ci z zewnątrz grupy, inni, gorsi, zasługują na taki sam los: karę. Trzeba ich zniszczyć. Nie przekonywać, bo to bezsensowne wobec ich inności.

Nie są więc ofiarami, ale zasługującymi wyłącznie na śmierć. Zniszczenie ich nie budzi winy, przeciwnie – przynosi ukojenie. Własna ofiara z życia nie ma znaczenia wobec nienaruszalnej pewności, że przez wymierzanie śmierci innym przywraca się wyłącznie sprawiedliwość i ład pochodzący z bożego nadania.

Warunkiem podstawowej przynależności do każdej fanatycznej grupy jest poczucie własnej, głęboko odczuwanej, prywatnej krzywdy. Prawdziwie niszczycielską siłą – jak pisze Adam Hernas – jest złączenie wielu prywatnych nienawiści w zbiorową, wymierzoną w zbiorowość albo nawet w nienawiść uniwersalną, skierowaną przeciwko całemu światu. Zbiorowa nienawiść zbiorowości – najbardziej niewiarygodny fenomen naszych czasów.

Najczarniejsze źródło nienawiści: suma małych krzywd w wielkiej rzece ślepego odwetu. „Mówią, że ślepa. Ślepa? Ma bystre oko snajpera. I ma się dobrze” – pisze o nienawiści Wisława Szymborska.

Polityka 2.2002 (2332) z dnia 12.01.2002; Społeczeństwo; s. 72
Oryginalny tytuł tekstu: "W sercu noc"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyznania nawróconego katechety. „Dwie osoby na religii? Kościół reaguje histerycznie, to ślepa uliczka”

Problem religii w szkole był przez biskupów ignorowany, a teraz podnoszą krzyk – mówi Cezary Gawryś, filozof, teolog i były nauczyciel religii.

Jakub Halcewicz
09.09.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną