Klasyki Polityki

Stara, dobra damka

Zmorą cyklistów są złodzieje. Zmorą cyklistów są złodzieje. Jandro Martinez / Unsplash
Modny rower powinien mieć co najmniej 30 lat.
Właściciele starych rowerów licytują się: kto ma starszy model lub jakąś jego część.Ali Tawfiq/Unsplash Właściciele starych rowerów licytują się: kto ma starszy model lub jakąś jego część.

Józef Gartat, mechanik z Krakowa, wali tłuczkiem do mięsa w koło roweru. – Ktoś nim po krawężnikach jeździł – wyjaśnia. Ma 65 lat i żartuje, że zęby zjadł na rowerach. W mieszkaniu, 17 m kw., trzyma około setki bicykli w częściach. Wyjmuje z kieszeni rarytas – 50-letnią przerzutkę Eagle. – Noszę części zamiast pieniędzy – mówi. Na specjalne zamówienia składa ostatni krzyk mody – rowery, które wyglądają staro. I z tego żyje. Niedawno sprzedał pod halą trzy bicykle z drewnianymi kołami. Jego pojazdy są tanie: 600–700 zł. – Oto model international – prezentuje ten dla siostrzenicy. Rama ze starej niemieckiej firmy Herkules. Rączki francuskie. Koło przednie – japońskie. Tylne – francuskie, ale niestety nowoczesne. – Tak mi wyszło: z przodu – jubilatek, a z tyłu nastolatek.

Dzięki modzie na stare rowery nawet Ukraina – do niedawna wiejski środek lokomocji – uchodzi teraz za gustowny pojazd miejski. Kolorowe górale z supermarketu nie są w Krakowie w dobrym tonie. Stylowe pojazdy najczęściej widać na Rynku Głównym, Kazimierzu oraz na ul. św. Tomasza. To miejsca pełne kawiarni, w których bywają artyści i wypada do nich zaglądać. – Ta moda jest elitarna – twierdzi Marcin Hyła, ekolog, który projektuje ścieżki rowerowe w Gdańsku. Właściciel komisu rowerowego Mieczysław Zawrotniak uważa, że zainicjował ją aktor Jan Nowicki, bo jeździ do Vis á vis – kawiarni na Rynku Głównym – francuską damką z 1936 r. Aktor wyznaje, że zaraził pojazdami Hannę Banaszak. Trzyma dla niej przedwojenny model z oryginalną kierownicą. Kamiński robił rowery wiejskie. W latach 30. trzeba było dwie krowy sprzedać, żeby taki kupić.

Jan Nowicki swoje rowery zwykł nazywać imionami: – Zosią jeździłem na zakupy, a na Danusi do Vis á vis. Aktor mieszka nad Rudawą przy Błoniach, gdzie sporo malowniczych tras rowerowych. Tu trzyma cztery stare rowery, a w rodzinnym Kowalu na Kujawach dwa. – Gdzie pojadę, tam moje pojazdy czekają na mnie jak rodzina. Kocham stare kobiety i stare rowery. Bo jedno i drugie potrafi być bardzo wierne. A sam też jestem stary rower.

Kto ma starszy model

Francuską damkę z 1936 r. znalazł w szopie w Kowalu. – Mam też szwajcarski rower wojskowy z 1942 r. – kumpel mi go przysłał. Niemiecką damkę Mifę z 1954 r. sprzedał mu kościelny z Kowala, który aby ją kupić, dorabiał w stolarni dwa lata. – I dzieciakom jej nie pożyczał – pamięta Nowicki. – To był luksus.

Właściciele starych rowerów licytują się: kto ma starszy model lub jakąś jego część. Mieczysław Zawrotniak, chemik, wykładowca krakowskiej AGH, chwali się, że jego Rybowski to najbardziej oryginalny bicykl w Krakowie. Przez trzy lata jeździł po targach staroci, aby skompletować do niego części. Ma ręcznie malowaną ramę i koła z drewna mahoniowego firmy Arkus.

Tylko raz nim zaparkowałem pod Vis á vis, żeby przed artystami poszpanować – przyznaje. Rozłożył cenny pojazd na części i trzyma go w pokoju na szafie, bo już trzy razy złodzieje chcieli go ukraść. Przynosi drewnianą skrzynkę ze szprychami z całego świata. – To jest nypel z 1936 r. – nakrętka, która ma trzymać szprychę – chwali się. W tekturowej walizce chowa pedały i lusterka. – W Indiach mają tak stare rowery, że chyba królową Wiktorię pamiętają – żartuje. Kazimierz Chyłko zalicza ich właścicieli do kultury wyższej. Niedawno ukończył renowację francuskiej wyścigówki sprzed 20 lat. – Młody chłopak odziedziczył rower po dziadku kolarzu. Teraz chce, żeby babcia zobaczyła przed śmiercią, jaki jest piękny.

Na co dzień pan Kazimierz jeździ zieloną radziecką damką z lat 50. Na strychu trzyma kolarzówkę Rybowskiego z drewnianymi kołami. Chyłko jest prezesem klubu rowerowego Tradycja im. Henryka Chyłki, kolarza z sukcesami. To brat dziadka pana Kazimierza.

Zmorą cyklistów są złodzieje. Kazimierz Madej, dyrektor krakowskiego kabaretu Loch Camelot, żartuje, że zrósł się z rowerem jak Tatar z koniem, ale stracił już pięć bicykli. – Przedwojenną austriacką damkę ukradli mi w 20 minut pod kościołem. Kupił ją dzięki znajomościom Ewy Korneckiej – dyrektorki muzycznej kabaretu. Kosztowała go 150 zł i zaproszenie na spektakl kabaretu. Pedałuje nawet w zimie. – Mam starą tatarską czapkę z futrem baranim i ciepło mi. Zawsze kupuje damki, bo wozi nimi obrazy swojej żony malarki. Kiedyś jeździł składakiem, bo akurat nie mógł kupić nic lepszego. – Mój zespół zwrócił mi delikatnie uwagę, że wyglądam jak miłośnik wina marki Wino i że to uwłacza całemu kabaretowi.

Moda na stare holendry

Stare damki mają piękną sylwetkę, a tego – zdaniem krakowian – nie da się powiedzieć ani o składaku, ani o góralu z supermarketu. – Świat brzydnie – mówi z żalem Jan Nowicki. – Ludzie nie mają czasu, żeby był piękny stół, piękna czapka, piękny rower.

Marcin Hyła, działacz rowerowy zwany Cinkiem, twierdzi, że nadchodzi obecnie moda na stare holenderskie rowery miejskie. Trzy lata temu sprowadził sobie kilka z Holandii. Znajoma Cinka kupiła taki niedawno na Kazimierzu w komisie za 300 zł. Wyglądają jak polskie przedwojenne. Mają duże białe błotniki i kierownicę, tzw. jaskółkę. Można na nich jeździć w garniturze. W wersji dla kobiet siodełko przypomina stołek barowy. W sam raz dla rowerzystki w długiej i wąskiej spódnicy. Siedzi się na nich prosto, jakby z głową w chmurach. I o to w zasadzie chodzi.

Polityka 33.2002 (2363) z dnia 17.08.2002; Społeczeństwo; s. 75
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Rynek

Jak portier związkowiec paraliżuje całą uczelnię. 80 mln na podwyżki wciąż leży na koncie

Pracownicy Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego od początku roku czekają na wypłatę podwyżek. Blokuje je Prawda, maleńki związek zawodowy założony przez portiera.

Marcin Piątek
20.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną