O słynnej wyroczni delfickiej ze świątyni Apollina opowiadał Plutarch, (który w pierwszym wieku naszej ery służył tam jako wysoki kapłan) iż rolę wieszczki pełniło na zmianę kilka miejscowych kobiet. Wcielając się w nią przyjmowały imię Pytia i wstępowały do niewielkiej podziemnej, wykutej w skale komory zwanej adytonem, po czym wpadały w trans pogłębiający się niekiedy do delirycznego stanu oszołomienia. Pomimo swej oficjalnej kapłańskiej funkcji Plutarch w swej relacji wykazał sporą dozę sceptycyzmu i zamiast przypisać stan Pytii boskiemu nawiedzeniu wspomniał, że wdychała ona mdłe opary dobywające się ze szczelin w ścianach adytonu. Sugerował nawet, iż emanacja owych gazów mogła mieć związek z faktem, że świątynia leżała na terenie nawiedzanym regularnie przez trzęsienia ziemi.
Z nadejściem chrześcijaństwa świątynia Apollina została porzucona i popadła w ruinę, a kiedy rzymski cesarz Julian Apostata próbował w IV w. reaktywować jej działalność – wysyłane do adytonu kobiety nijak nie mogły popaść w trans i zachowując pełną trzeźwość umysłu niezdolne były do prorokowania. Wyrocznia delficka zamilkła więc na zawsze.
Nowożytni naukowcy zjawili się w Delfach pod koniec XIX w. Ekipa francuskich archeologów podjęła w 1892 r. prace wykopaliskowe docierając do fundamentów świątyni. Ponieważ ich oględziny nie ujawniły większych skalnych szczelin lub szpar, brytyjski uczony A. P. Oppe, który odwiedził Delfy w 1904 r., oświadczył autorytatywnie, że starożytne opowieści o wydzielających się spod ziemi tajemniczych oparach były mitem, błędem lub zwykłym oszustwem. Zdawało się więc, że współczesna nauka obaliła jeszcze jedną fantastyczną legendę i Oxford Classical Dictionary zamieścił w 1948 r. notkę mówiącą, iż „prace wykopaliskowe podważyły wiarygodność (.