Grzegorz miał 32 lata. To była stacja Syon Line. Piątek, około dziewiętnastej. Wracał z pracy na budowie. Na zdjęciach zrobionych z peronowej kamery widać, jak zaczepia dziewczynę. Ona odchodzi. Minutę później Grzegorz zeskakuje na tory. Pociąg wjeżdża po kolejnej minucie.
Dlaczego nie uciekał? Koroner, śledczy, któremu powierzono wyjaśnić tę sprawę, wypytywał rodzinę oraz młodych Czechów, z którymi mieszkał Grzegorz, i jego nielicznych przyjaciół, czy może był jakiś powód, żeby Grzegorz odbierał sobie życie. Mówili: Na pewno nie miał powodu. Przecież dopiero co spłacił długi. Przecież jeszcze tydzień wcześniej bawił się w pubie.
Depresja Polaka
Grzegorz z Polski wyjechał po raz pierwszy, gdy miał dziewiętnaście lat. Do Austrii, na budowy. Zeszło mu trzy lata. Z jego wsi, Przeworno, powiat Strzelin, w tamtym czasie prawie wszyscy młodzi wyjechali. Ale praca się skończyła i Grzegorz wrócił do Przeworna. Z kamieni przed domem zrobił oczko wodne i wpuścił karasie.
Potem były Niemcy. Znów budowa. Miał dwadzieścia kilka lat. – Przesiedział tam parę lat. Ale go wysterowali w tych Niemczech z pieniędzy – opowiada Marta, dziewczyna z tej samej wsi. Gdy koroner zapytał o najbliższych przyjaciół Grzegorza, wyszło, że była to tylko ona z bratem i ze swoim chłopakiem Tomkiem. Ściągnęli Grzegorza do Londynu. Pół roku mieszkali razem. Dokładał im się do kosztów wynajmu pokoju.
Prof. Bohdan Wasilewski, psychiatra z Instytutu Psychosomatycznego wyspecjalizowany w tematyce emigracyjnej, przyznaje, że wyobcowanie, samotność to jest koszt, jaki często ponoszą emigranci. Te więzi, które zawarli w rodzinnych stronach, rwą się.