Klasyki Polityki

Naciąg

Pierwsze sekslinie zaczęły działać w Polsce na początku lat 90. Pierwsze sekslinie zaczęły działać w Polsce na początku lat 90. Andrzej Dudziński / Polityka
Namiętnie, bo wtedy trwa to dłużej, cykają minuty.

Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w październiku 1998 r.

Rynek usług audioteksowych (telefoniczne sekslinie, konkursy, porady, horoskopy itp.) podzieliło między siebie siedem spółek i Telekomunikacja Polska SA. Wszystkie one stosują chwyty przedłużające łączenie, co zwiększa ich zyski, a dzwoniących naraża na koszta. W części kraju są możliwości zablokowania rozmów z linią 0–700.

Kiedy ktoś dzwoni pod numer 0–700 7..., komputer w centrali firmy przełącza rozmowę do telefonu jednej z kilkunastu pań zatrudnionych przez spółkę. W największej działającej w Polsce – WPI – pracuje ich ponoć 120. Ponoć, bo jej zagraniczny szef unika dziennikarzy jak ognia.

– Witaj! Cieszę się, że dzwonisz. Mam na imię Beata – szepcze aksamitnym głosem do słuchawki pani Bożenka przerywając lekturę „Widnokręgu” Wiesława Myśliwskiego. Od półtora roku p. Bożenka obsługuje sekslinię „sam na sam” i ma ten komfort, że może pracować w domu. Za godzinę dyżurowania przy telefonie na początku dostawała 5 zł, teraz 6,50 zł. Rzecz jasna minus podatek.

Długo i namiętnie

Zadaniem p. Bożenki jest rozmawiać długo i namiętnie. Namiętnie, bo wtedy trwa to dłużej, cykają minuty, każda po 4,22–4,88 zł (z VAT). Rozmowy „jeden na jeden” są najdroższe, o czym informuje już sam numer; siódemka po 0–700 oznacza najwyższą, siódmą taryfę.

Największy ruch odnotowuje się od godz. 12 do końca dnia pracy. Potem jest przerwa i dopiero ok. godz. 22 rozmów raptownie przybywa, co trwa do 3–4 w nocy. Najliczniejsi klienci to pracownicy instytucji budżetowych i przedsiębiorstw państwowych, a ściślej ich biur i pracujący w nocy. Najlepsi klienci to wojskowi i policjanci.

– Wbrew pozorom – twierdzi p. Bożenka – większość dzwoniących nie chce usłyszeć ode mnie jakichś supersekshistorii, ale chcą się wygadać. Opowiadają na przykład o swoich najskrytszych seksualnych marzeniach, którymi zapewne nie podzieliliby się nawet z własną żoną. Telefon daje im poczucie anonimowości, rozluźnia, ośmiela.

Jednak co drugi–trzeci chciałby się spotkać. Wielu klientom wydaje się, że dodzwonili się do domu publicznego. Zdarzają się więc niewybredne propozycje. Czasem ktoś podyszy i odkłada słuchawkę.

Bożenka przeczytała kilkanaście książek i podręczników na temat seksu i psychologii: – Po tych półtorarocznych doświadczeniach mogłabym z dobrym skutkiem udzielać porad seksuologicznych w najprawdziwszej przychodni – mówi.

Romans szkatułkowy

Pierwsze sekslinie zaczęły działać w Polsce na początku lat 90. Były to połączenia na Antyle, Filipiny, do Tajlandii. Telekomunikacja Polska SA (TP SA) niewiele z tego miała. Musiało upłynąć kilka lat, zanim biurokracja monopolisty przetrawiła tony papieru i wydała stosowne przepisy zapewniające jej nie tylko wpływy, ale i regulujące zasady funkcjonowania – jak to się fachowo nazywa – usług audioteksowych.

W myśl tych przepisów każda firma anonsująca swoje usługi zobowiązana jest do podania nazwy, adresu (zawsze jest to numer skrytki pocztowej) i opłaty za minutę połączenia z VAT lub bez, co należy zaznaczyć. Opłata jest jednakowa dla wszystkich dzwoniących z terenu całego kraju, niezależnie od pory i miejsca, skąd następuje połączenie. Każdy anons sekslinii powinien też zawierać informację, że aby dzwonić, trzeba mieć ukończone 18 lat. Co skutecznie zachęca 15–17–latków do dzwonienia.

– Jeśli firma nie spełni któregoś z tych warunków – mówi Bogdan Markiewicz z biura prasowego TP SA – wyłączamy linię.

Tak stało się np. w Lublinie, gdzie pewna firma za pomocą numeru 0–700... zachęcała kierowców do instalowania reklam na samochodach. Dopiero po ośmiu minutach połączenia padała nazwa firmy, jej namiary. Na dodatek okazywało się, że cały interes z instalowaniem reklamy jest prawie nic niewart. Linię zamknięto z paragrafu „brak nazwy firmy” (audioteksowej) i „brak określenia waluty taryfikacji” – w anonsie nie dopisano „zł”. Kilkakrotnie wyłączano też numery 0–700... informujące o adresach i specjalnych kodach wejścia na rozbierane strony Internetu z tzw. twardą pornografią.

TP SA wymaga też, aby jedno połączenie nie trwało dłużej niż 15 minut. Po tym czasie komputer przerywa rozmowę lub odsłuchiwanie taśmy. Firmy radzą sobie z tym na różne sposoby. Np. WPI na liniach „Nie tylko romantyczne opowieści...” (4,22 zł za min. z VAT) robi to tak. Najpierw wita nas – wszystko rzecz jasna z taśmy – Karolina, która ma dla nas sześć opowieści. „Każda następna historyjka” – obiecuje – „będzie coraz bardziej pikantna”. Po pierwszej Karolina poda nam tajny numer Sylwii. Po 3,5–4 min. trwania pierwszej historyjki (prysznic pieszczący ciało K., wkładanie koronkowej, czarnej bielizny, po czym „przychodzisz, pieścisz, jestem twoja”) dostajemy tajny numer Sylwii. Na wstępie Sylwia zapewnia, że ma dla nas sześć historyjek i że każda następna będzie coraz bardziej..., a po pierwszej dostaniemy tajny numer, pod którym czekają na nas jej przyjaciółki. Tym razem Sylwię dopada w kinie nieznany jej mężczyzna, który najpierw ssie jej sutki, po czym opada na kolana i zachowuje się jak Francuz. Po tej historyjce dostajemy kolejny tajny numer i tak zapewne w nieskończoność. Jak w romansie szkatułkowym (np. „Rękopis znaleziony w Saragossie” Jana Potockiego), który jednak z literaturą w wydaniu WPI ma tylko tyle wspólnego, że jest długi.

Intymne zwierzenia Katarzyny Figury

Ta technika naciągania jest na tyle skuteczna, że liczni klienci, jak zahipnotyzowani, wydzwaniają pod 0–700 całymi godzinami. Np. pan N. z Warszawy, wcale nie rekordzista, nabił sobie rachunek telefoniczny w ciągu jednego tylko miesiąca na 18 tys. zł (180 starych milionów), po czym poprosił TP SA o zablokowanie mu wyjścia na numery rozpoczynające się prefiksem 0–700. Żeby osiągnąć taki wynik, pan N. musiał łączyć się z 0–700 przez co najmniej 3 godziny dziennie.

– Rynek sekstelefonów w Polsce już bardziej się nie rozwinie – twierdzi Leszek Kułak, wiceprezes Telemedia Sp. z o.o. – nie pozwolą na to władza i media. My szukamy innej drogi.

Ta inna droga to pierwsze w Polsce programy telewizji interaktywnej. Na razie proste gry, emitowane nocą w TVN, pod nazwą „Szczęśliwa moneta” i „Submarine”, w trakcie grania w którą zatapia się – naciskając odpowiednie przyciski na tarczy telefonu – łodzie podwodne. Np. naciśnięcie „5” powoduje „zrzucenie bomby”. Kosztuje to 2,44 zł z VAT za minutę.

Firma zajmuje się także zbieraniem ogłoszeń dla „Gazety Wyborczej”, przeprowadza sondaże, badania rynku, ma linię porad prawnych, przyjmuje prenumeratę. Ostatnio jedna z większych światowych firm konsultingowych zleciła jej opracowanie i uruchomienie linii o funduszach emerytalnych.

Niemniej, od półtora roku największym bodaj na rynku hitem są oferowane przez Telemedia właśnie intymne zwierzenia aktorki Katarzyny Figury.

– Te odtwarzane z taśmy historyjki cieszą się dużym powodzeniem – potwierdza prezes Kułak. – Nie ma w nich zbędnej przesady, są wyważone. Próbowaliśmy namówić do podobnych zwierzeń gwiazdy muzyki, popularnych aktorów, ale nikt nie chciał się zgodzić.

Idiopytania

W firmach audioteksowych kwitnie też rynek wszelkiego rodzaju konkursów, gier, quizów i zdrapek. Te, które chcą działać zgodnie z prawem, składają w Departamencie Gier Losowych i Zakładów Wzajemnych Ministerstwa Finansów wnioski–pytania. Czy przypadkiem ich gra nie jest losowa? Bo wtedy musieliby uiszczać opłaty, podatki od gier itd. Firmy te doskonale wiedzą, że jeśli w regulaminie ich gry będzie uwzględnione najgłupsze nawet pytanie, wówczas taka gra – w rozumieniu ustawy o grach losowych i zakładach wzajemnych – nie będzie mogła być uznana za grę losową, a więc nie będzie opłat, podatków od gier itd.

– Nasze pytania nie są tak głupie, jak te zadawane w telewizji – twierdzi Tomasz Dąbrowa, dyrektor generalny Legion Polska Sp. z o.o. – Nie mogą być jednak zbyt skomplikowane, bo to wykluczałoby masowość udziału w konkursach.

Tego samego zdania jest prezes Kułak. Na proste, wydawałoby się, pytanie zadane w TVN o polski biegun zimna, większość dzwoniących odpowiedziała błędnie, że to Zakopane.

Postulowaliśmy (POLITYKA 35), aby ustawodawca przyjrzał się dokładniej telehazardowi. Teraz dowiedzieliśmy się w Ministerstwie Finansów, że będzie proponowana zmiana przepisów prawnych. Jednak nie w ustawie o grach losowych, ale w ustawie o ochronie konsumenta. Mniej bowiem dotkliwe dla budżetu są niepobrane podatki od gier, niż obciążenia wynikające z tego, że do audiotele dzwonią miliony Polaków, głównie z instytucji budżetowych, co kosztuje tenże budżet dziesiątki, jeśli nie setki milionów zł rocznie. Np. telefony do audiotele kosztowały w ub.r. jedną jedyną Akademię Medyczną w Gdańsku ok. 2 mln zł, o czym pisaliśmy (POLITYKA 35).

Audioteleholizm

Jak więc szefowie czy administratorzy instytucji i firm mogą się bronić przed naciąganiem? Jak mogą bronić się rodzice przed ciekawością swoich pociech albo przed własnym audioteleholizmem? Tak jak wspomniany pan N., który w ciągu miesiąca nabił sobie rachunek na 18 tys. zł – złożyć wniosek w TP SA o zablokowanie prefiksu 0–700. Ale... możliwe jest to tylko w połowie pracujących w Polsce central, tych cyfrowych. W starszych, analogowych, zablokowanie 0–700 oznacza jednoczesne wyłączenie wszystkich połączeń zaczynających się na „0”, a więc także międzymiastowych i międzynarodowych. W każdej jednak większej instytucji są centrale lub centralki telefoniczne, w których w prosty sposób można zablokować 0–700.

Problem telefonów komórkowych na razie rozwiązuje się sam. Nie mają one połączeń z 0–700 ani 0–800 (darmowe dla dzwoniącego infolinie), gdyż operatorzy komórek nie mogą się dogadać co do sposobu rozliczeń z TP SA, która od firm audioteksowych bierze 50 proc. uwidacznianej w anonsach ceny. Nieco mniej kosztuje to jedynie spółkę Audiotele obsługującą TVP.

– Firmy audioteksowe – powiada prezes Kułak – oferują usługi, na które jest zapotrzebowanie. Trzeba jednak adresować je tak, aby ludzie korzystali z nich świadomie.

Imiona p. Bożenki/Beaty oraz szczegóły mogące ułatwić jej identyfikację zostały zmienione.

Siedmiu przy słuchawce

Firmy usług audioteksowych w Polsce. Wszystkie są spółkami z o.o.

WPI Polska – największa w kraju, filia światowego potentata w dziedzinie usług audioteksowych. Powstała jako pierwsza w Polsce w 1995 r. W 95 proc. należy do amerykańskiego Millenium Telecom LLC, 5 proc. ma amerykański prezes zarządu. Polskim członkiem zarządu był Aleksander Perczyński (niegdyś TVP), dziś jest Robert Dziubłowski. Specjalizuje się w sekstelefonach. Złą sławę zyskała fundując alkohole jako upominki za wydzwoniony czas.

Legion Polska – druga co do wielkości, powiązana z francuskim koncernem Matra Hachette. Udziałowcy: Fabian Holding BV należący do Legion Int. SA z siedzibą w Paryżu oraz Euro Zet Sp. z o.o., powiązana z Radiem Zet. Pierwszym prezesem był nieżyjący już Andrzej Woyciechowski. Współpracuje z mediami obsługując konkursy, rozwiązywanie krzyżówek, listy przebojów, przyjmując drobne ogłoszenia dla gazet.

Hallo Info – trzecia co do wielkości. 90 proc. udziałów należy do Necipa Varola, Turka mieszkającego w Niemczech. 10 proc. ma Jacek Szymoński.

Inte Nerkom – jest własnością Enerkom Sp. z o.o., która w 40 proc. należy do TP SA i w 60 proc. do polskiego kapitału prywatnego. Zbiera ogłoszenia do gazet, organizuje konkursy muzyczne, EKG przez telefon i porady kardiologów. Jej prezesem jest Jerzy Slezak, b. minister łączności.

Telemedia – najmłodsza, z całkowicie polskim kapitałem. Pracuje m.in. dla TVN i Naszej TV. Tworzy pierwsze programy telewizji interaktywnej (TVN nocą, proste gry). Oferuje też horoskopy, quizy i linie z upominkami. Jej hit to zwierzenia Kasi Figury.

Audiotele – spółka TVP, obsługuje konkursy.

Teleaudio – obsługuje konkursy w Polsacie. Głównym udziałowcem jest Zygmunt Solorz.

O tych dwóch ostatnich firmach pisaliśmy kilkakrotnie, ostatnio w Polityce 36 twierdząc, że zadawane w konkursach idiopytania służą wyłącznie omijaniu przepisów ustawy o grach losowych, a co za tym idzie – niepłaceniu podatków od gier.

Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama