Rozmowa ukazała się w tygodniku POLITYKA w listopadzie 2008 r.
JACEK ŻAKOWSKI: – Ciężko jest być największym autorytetem Polaków?
JERZY OWSIAK: – W ogóle o tym nie myślę. Są ludzie, którzy świadomie budują swój autorytet. Mnie to się zdarzyło gdzieś obok tego, co robimy.
Jak już się zdarzyło, to stałeś się niewolnikiem sytuacji.
Zgoda. Czerwona lampa zaczęła mi się świecić.
Że co?
Że trzeba robić swoje. Od lat robimy to samo, chociaż coraz częściej musimy zadać jakieś trudne pytanie.
Na przykład?
Dlaczego polscy kardiochirurdzy nie leczą polskich dzieci. Coś się przecież zmieniło przez te siedemnaście lat. Lekarze powyjeżdżali. Państwo odpuściło sobie myślenie o przyszłości. Politycy są totalnie zajęci teraźniejszością. Różne rzeczy powywracały się do góry nogami. Dlatego napisałem na blogu, żeby mnie to państwo nie brało pod uwagę. Ja się z nim nie czuję za bardzo związany...
Teraz, jak coś mówisz, musisz czuć kaganiec na ustach.
Nie będę tak myślał. Nigdy się nie zastanawiałem, jak ludzie odbiorą to, co mówię. Mówię to, co myślę. Nie zmienię tego.
Jak się teraz napijesz i wylądujesz w rowie, to będzie co innego niż dziesięć lat temu.
Nawet przez pół minuty nie będę tak myślał. Chociaż pewne rzeczy były u mnie czerwoną lampą, od kiedy stałem się osobą publiczną.
Wychowuje cię to, że ludzie na ciebie patrzą?
Jako typowy choleryk nieraz się powstrzymuję, żeby komuś nie przywalić. Staram się zamieniać złość w żart. Do ojca Rydzyka, który nas atakuje, piszę na przykład, żeby chował wszystkie rachunki na wiertła, za które chciał płacić z publicznych pieniędzy. Ale czasem trzeba się zachować po kowbojsku. Nawet do prezydenta pisałem, że w obronie żony powinien się zachować po męsku. Ostatnio napadli mnie paparazzi. Musiałem ich pogonić. Skończyło się na tym, że gość uciekając wyrzucił aparat. Napisałem o tym na blogu. Siedemnaście tysięcy osób czytało ten wpis. Wszyscy pisali, że trzeba było jeszcze ostrzej. Jest chamstwo, na które już trzeba ostro. Nie zdarza ci się?
Bywa. A czego twoim zdaniem ludzie od ciebie oczekują?
Bycia. Bycia normalnym. Oglądałem wczoraj debatę sejmową. Złotoustemu premierowi odpowiadał były premier. Najpierw mówi, że trzeba się zaprzyjaźnić, a potem, że nigdy się z kimś takim nie zaprzyjaźni. Ludzie na to patrzą i ręce załamują. A potem patrzą na mnie i widzą takiego Jurka Owsiaka, który robi swoje. Myślisz, że Polakom czegoś więcej trzeba? Myślisz, że na nas się obraził beton? Myślisz, że nie możemy zbudować autostrad, bo obraziły się taczki i łopaty? My nieudacznictwa nie mamy w genach. Może mamy niefart polityczny...
Owsiak na prezydenta?
Wszystko bym stracił. Byłem zakochany w Wałęsie, dopóki był związkowcem. A potem... Wczoraj padłem. Zasypiam, a tu dzwonek do drzwi. Raz, drugi... piąty. Pytam przez domofon, o co chodzi. „Sąsiad. Mam dla pana list”. Zostawił. Wiesz, co tam było. „Chcemy pana zaprosić do tworzenia nowego ruchu społecznego, który ma zmienić jakość życia publicznego...”.
I co?
Nie ma szansy. Mam kupę swojej roboty. Sprzedałbym autorytet jakiejś grupie członków. A ja się nie mogę tak zamknąć. Poza tym, w takiej strukturze, jak coś powiesz, musisz się tego trzymać. A ja zmieniam zdanie.
Może za to cię ludzie cenią.
Może. Ale chodzi o to, żeby się nie upierać. Trzeba reagować. Ja się nie boję napisać do kardiochirurgów, od których się nasze działanie zaczęło, że nastąpiła demoralizacja środowiska lekarskiego. Nie boję się napisać, że szkoła idzie w złym kierunku. Pół roku temu napisałem, że uczelnie są bizantyjskie i trzeba z tym coś zrobić.
Ludzie oczekują, że będziesz to mówił?
Oczekują, że pokażemy, jak sprawy mogłyby wyglądać. Uczymy nauczycieli pierwszej pomocy. W trzy lata załatwimy problem, który od ministerstwa wymagałby mnóstwa ludzi, spotkań, rozpraw, konferencji i wydania masy pieniędzy. Ludzie widzą, że logiką i konsekwencją można coś osiągnąć. Tego Polacy oczekują. A dokoła widzą historie takie jak z dietami PiS za posiedzenie, z którego wszyscy wyszli. Widzą logikę grupy przestępczej. Jedni ukradli te marne 300 zł, a drudzy ich uniewinnili. Dla mnie pomroczność jasna była pierwszym sygnałem upadku Lecha Wałęsy. Miałem dla niego mnóstwo szacunku. I nagle zrobiło się feudalnie, osobiście, prywatnie – niedobrze. Ja im mogę te trzysta złotych dać z własnej kieszeni. Nie o to chodzi. Darowanie im tych trzystu złotych to sygnał, że masz prawo się buntować, kiedy ci wlepią mandat za parkowanie i komornik przyjdzie go ściągać. Kłamstwo i złodziejstwo na oczach całego społeczeństwa. A wszyscy przeszli nad tym do porządku dziennego.
Może Owsiak powinien stanąć na czele narodowego buntu?
No nie. Bunt to znów organizacja. Trzeba by poświęcić tydzień, zamówić namioty, tojtojki, ogrodzenia. A poza tym bunt to jest masa ludzi, z którymi pewnie nie zawsze bym chciał pracować.
Może to jednak ty powinieneś wyprowadzić Polskę z kłamstwa i złodziejstwa.
Może ty, czyli media. Ja robię swoje. Co wy robicie?
A ty masz jakieś autorytety?
Z tym jest ciężko poza najbliższymi. Ich słucham.
A dalej?
Dyżurny jest Dalajlama. Dziwię się, że on jeszcze wytrzymuje.
Właśnie nie wytrzymał.
I co począć. Po wczorajszej debacie premiera z byłym premierem mógłbym do nich napisać list otwarty, żeby się opamiętali.
Bo co?
Właśnie. Już nic. Nie napiszę, bo już ich nie uznaję. Nie ma do kogo pisać. Trzeba swoje robić i tym innych zarażać.
To czym dla ciebie jest twój autorytet?
Tym, że ludzie chcą gadać. Jak jadę autobusem, pociągiem, samolotem, podchodzą, gadają, przybijają piątki. Lubię z ludźmi gadać. Jak ktoś na mnie patrzy i ani be, ani me, to się dziwię. Ja jestem do rozmowy. Typowy Polak, kurde. Języków nie znam, ale antenę satelitarną mam.
rozmawiał Jacek Żakowski