Klasyki Polityki

Nie płacz macho

Mężczyzna w XXI wieku zniewieścieje – prognozują naukowcy. Mężczyzna w XXI wieku zniewieścieje – prognozują naukowcy. RyanMcGuire / Pixabay
Mężczyzna w XXI wieku zniewieścieje – prognozowali naukowcy.
Od 20 roku życia:
• morfologia krwi i OB co rok;
• oznaczanie glukozy w surowicy krwi na czczo co trzy lata;
• wizyta u stomatologa co 6 miesięcyAN Od 20 roku życia: • morfologia krwi i OB co rok; • oznaczanie glukozy w surowicy krwi na czczo co trzy lata; • wizyta u stomatologa co 6 miesięcy
Od 30 roku życia:
• ogólne badanie moczu co rok;
• pomiar ciśnienia tętniczego najrzadziej raz w rokuAN Od 30 roku życia: • ogólne badanie moczu co rok; • pomiar ciśnienia tętniczego najrzadziej raz w roku
Od 40 roku życia:
• oznaczenie cholesterolu i trójglicerydów co 2 lata;
• rentgen płuc i spirometria (badanie pojemności płuc) u palaczy papierosów co rok;
• badanie okulistyczne co rok;
• test na krew utajoną w stolcu co rokAN Od 40 roku życia: • oznaczenie cholesterolu i trójglicerydów co 2 lata; • rentgen płuc i spirometria (badanie pojemności płuc) u palaczy papierosów co rok; • badanie okulistyczne co rok; • test na krew utajoną w stolcu co rok
Od 50 roku życia:
• oznaczanie
• ogólne badanie moczu dwa razy w roku;
• badanie prostaty co rok;
• oznaczenie stężenia hormonów płciowychAN Od 50 roku życia: • oznaczanie • ogólne badanie moczu dwa razy w roku; • badanie prostaty <="" i="">co rok; • oznaczenie stężenia hormonów płciowych

Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA we wrześniu 2001 r.

Mężczyzna w XXI wieku zniewieścieje – prognozują naukowcy. Stanie się tak wygodny i mało przebojowy, że dawna męskość nie będzie mu do niczego potrzebna. A jednak przykre byłoby życie bez testosteronu. Najpierw opuszcza cię zapał życiowy, potem tężyzna fizyczna i w końcu partnerka. Lepiej do tego nie dopuścić.

Wielu przyjmie tę wiadomość z zaskoczeniem i pewnie ze smutkiem: ilość testosteronu – hormonu płciowego, który warunkuje męską potencję, sylwetkę i wydolność fizyczną – systematycznie maleje już od pięćdziesiątego roku życia. Jeszcze gorzej jest z wydzielaniem innych hormonów, których deficyt przyspiesza starzenie i zanik czynności rozrodczych. Brak hormonu wzrostu zaznacza się wyraźnie po czterdziestce, zaś DHEA, czyli produkowanego przez nadnercza dehydroepiandrosteronu, zaczyna ubywać już u trzydziestolatków.

Nie ma co ukrywać: każdy mężczyzna wchodzi w wiek średni mocno zubożały – fizycznie, emocjonalnie, a przede wszystkim hormonalnie. Jeśli nawet nie dostrzega na co dzień objawów destrukcji – słabnącej koncentracji, zmniejszonego libido, wiotczejących mięśni oraz zaniku pamięci, pogarszające się samopoczucie nadrabia dobrą miną.

Kobiety, w których otoczeniu żyje, już od dawna potrafią zadbać o to, by swoje starzenie się skutecznie zamaskować i zmylić naturę. Sięgają po tabletki lub przyklejają do ciała plastry z hormonami, badają się, a przede wszystkim wzajemnie wspierają w sztuce odmładzania. Stąd większość kampanii zdrowotnych adresowanych jest wyłącznie do nich – reklamy i publikacje popularnonaukowe zachęcają kobiety do wczesnego wykrywania nowotworów piersi i narządów rodnych, wiele miejsca poświęcają zabiegom upiększającym sylwetkę. Natomiast mężczyzna jeśli odwiedza gabinet lekarza lub kosmetyczki, czyni to z reguły pod wpływem zaawansowanej choroby albo namowy córki, żony lub kochanki. Bardzo potrzebną na naszym rynku książkę „Co każdy duży chłopiec wiedzieć powinien” (właśnie wydaną w ramach pierwszego narodowego programu profilaktyki zdrowotnej dla mężczyzn) napisała również kobieta, Ewa Dux-Prabucka.

Jeśli wierzyć szacunkom demografów, światowa populacja osób powyżej 65 lat, która w 2000 r. wynosiła 420 mln, w połowie XXI wieku osiągnie astronomiczną liczbę półtora miliarda. Trzeba się przygotować do nadejścia starości.

Jak w tej armii prezentować się będą zastępy Polaków? O kondycję i wygląd batalionów żeńskich jestem spokojny. Gorzej z płcią męską: otyłą, łysą, zasapaną, nieradzącą sobie w pracy, na boisku ani w łóżku. Trzeba gorzko współczuć polskim Ewom, którym coraz trudniej będzie znaleźć zdrowego i sprawnego partnera w średnim wieku na miarę swoich możliwości, podtrzymywanych co prawda sztucznie tabletkami hormonalnymi i witaminami, ale za to z jakim efektem!

Chore serce impotenta

Powiązanie objawów męskiego starzenia z niedostateczną produkcją hormonów nie jest wcale tak łatwe jak u kobiet. Menopauza, czyli ostatnia miesiączka uwarunkowana zahamowaniem czynności jajników, zdarza się u Polek przeważnie między 50 a 55 rokiem życia. Stężenie hormonów płciowych spada u nich wtedy gwałtownie i radykalnie. Mężczyźni tracą swoje hormony dłużej, lecz znacznie wolniej – w przypadku testosteronu jest to ok. 3 proc. rocznie (u siedemdziesięciolatków poziom tego hormonu wynosi 1/3 wartości u czterdziestolatków).

Analogii między żeńskim klimakterium a męską andropauzą doszukać się więc trudno. Objawy przekwitania pojawiają się u mężczyzn powoli i w rozmaitej konfiguracji: nie wszyscy czują się rozdrażnieni, nie wszystkich dopada zły nastrój, nie wszyscy tracą pamięć w jednakowym wieku. A gdy zaczynają się pierwsze kłopoty w sypialni, związane z zaburzeniami erekcji, kto myśli wtedy o przekwitaniu? W męskim wydaniu określa się to krótko: starość. A na starość, jak wiemy, lekarstwa nikt jeszcze nie odkrył.

Czy z tego powodu ponad 95 proc. pacjentów z zaburzeniami erekcji w ogóle nie jest w Polsce leczonych? Główny powód to wstyd i zażenowanie pacjentów oraz przekonanie, że nie jest to problem medyczny. „Lekarz zlekceważy mój problem” – uważa niejeden dawny heros i cierpi w alkowie, a wraz z nim cierpi partnerka, której też do głowy nie przyjdzie, że można jakoś temu zaradzić. Większość osób nawet nie wie, że najlepszym specjalistą, do którego można się zwrócić z takim kłopotem, będzie urolog lub seksuolog, bo niestety andrologów (zajmujących się typowo męskimi schorzeniami układu płciowego) w Polsce mamy niewielu.

Trzeba jednak przyznać, że nasi lekarze niechętnie pytają chorych o zaburzenia erekcji, nie chcąc naruszać prywatności pacjentów. Okazuje się – tak wynika z krajowych badań – że aż 81 proc. mężczyzn oczekuje, że to lekarz pierwszy zapyta ich o problemy w życiu intymnym. Nie pierwszy to dowód, że prowadzenie otwartych rozmów w gabinecie lekarskim stanowi klucz do sukcesu. W tym przypadku rzutującego nie tylko na poprawę sprawności seksualnej pacjenta, ale na całe jego zdrowie.

Jak można przeczytać w oświadczeniu American Heart Association wydanym w Atlancie dwa lata temu: „Jednym z pierwszych objawów miażdżycy, wyprzedzającym inne groźniejsze powikłania, mogą być zaburzenia wzwodu. Tętnice w prąciu należą do najcieńszych w organizmie i patologiczne zmiany rozwijają się w nich wcześnie. Dlatego symptomów zaburzenia erekcji nie wolno lekceważyć”. Do zaburzeń erekcji dochodzi też często na skutek cukrzycy lub łagodnego rozrostu prostaty. Jeśli więc ktoś zauważy u siebie nawet okresowe problemy w życiu intymnym, powinien niezwłocznie zgłosić się do lekarza, aby wykluczyć poważne schorzenia.

Fallus nie myśli

W szacownym miesięczniku „Świat Nauki” (z listopada 2000 r.) opublikowano artykuł prof. Irwina Goldsteina z Boston University, który będąc urologiem skoncentrował się w swojej działalności zawodowej na badaniu ośrodkowych mechanizmów powstawania zaburzeń erekcji. Z tekstu można się dowiedzieć, że nie on pierwszy dostrzegł w męskim wzwodzie nie tylko samą przyjemność, lecz ważki obiekt naukowych dociekań. Pierwszym był pięćset lat temu Leonardo da Vinci, który poczynił pionierskie spostrzeżenie (badając powieszonych skazańców), że w czasie erekcji prącie napełnia się krwią.

„Członek nie słucha rozkazów swego pana, kiedy ten próbuje go stawiać lub opuszczać – pisał da Vinci. – Staje, gdy pan śpi. Trzeba zatem uznać, że ma własną wolę i folguje swojej wyobraźni”. Tu się jednak renesansowy mędrzec mylił. Jak komentuje w swoim jak najbardziej naukowym artykule Goldstein: „Męskie prącie znajduje się pod całkowitą kontrolą mózgu i rdzenia kręgowego. To właśnie mózg jest najważniejszym narządem seksualnym, dokładnie kontrolującym mechanizmy wzwodu”. Za jego sprawą z zakończeń nerwowych uwalniane są neuroprzekaźniki (acetylocholina), które przenikając do komórek mięśni gładkich otaczających naczynia krwionośne w prąciu powodują ich rozszerzenie i krew może do nich swobodnie napłynąć. Oprócz tego fallus wyposażony jest w mnóstwo receptorów dotykowych, które na skutek podrażnienia wysyłają sygnały do rdzenia kręgowego i mózgu. „Członek, choć sam nie myśli, informuje drogą nerwową centralę o własnych odczuciach” – pisze Irwin Goldstein. Tak odbywa się komunikacja między dość znacznie oddalonymi od siebie fragmentami męskiego ciała. Niestety często brakuje jej między małżonkami, gdy ów mechanizm zaczyna zawodzić.

Zaburzenia erekcji prowadzą do licznych depresji i problemów małżeńskich. Rozpisywano się na ten temat dokładnie trzy lata temu, gdy na polski rynek z impetem wkraczała Viagra. Nasze łamy oddaliśmy wtedy (POLITYKA 40/98) znanemu psychologowi Wojciechowi Eichelbergerowi, który krytycznie odnosząc się do farmaceutycznej nowinki, m.in. pisał tak: „To, co stanowi o potencji seksualnej, nie jest wyizolowanym, wyodrębnionym zjawiskiem dotyczącym genitaliów. To nie jest prosty mechanizm hydrauliczny! Człowiek stanowi całość, w dodatku znacznie szerzej rozumianą niż samo jego ciało. Zaburzenia wzwodu w ogromnej większości przypadków wynikają ze znacznie głębszych przyczyn niż defekt hydrauliki”.

A jednak z badań Instytutu Seksuologii w Warszawie wynika, że impotencja w 52 proc. bierze się z przyczyn naczyniowych (głównie miażdżycy), w 18 proc. neurologicznych, w 4 proc. hormonalnych i tylko w 10 proc. można się doszukać uwarunkowań psychologicznych. Hydraulika – gdy owa oczekiwana sztywność zostaje osiągnięta przez rozluźnienie tętnic – odgrywa więc niebagatelną rolę. Nie da się jej skontrolować bez uważnego przeglądu całego silnika, że posłużę się tu analogią z dziedziny motoryzacji. Ale tak to właśnie jest: mężczyźni bardziej dbają o swoje samochody niż o własne zdrowie.

Pod kontrolą

Naukowcy nie są wciąż zgodni, czy hormonalna terapia zastępcza w przypadku mężczyzn przynosi pożądane skutki. Niewątpliwie jednak deficyt hormonów płciowych – zwłaszcza testosteronu i DHEA – musi mieć wpływ na funkcjonowanie organizmu, skoro u młodych mężczyzn regulują one tak wiele ważnych procesów (patrz wykres). Problem tylko w tym, że niewielu mężczyzn kiedykolwiek sprawdzało u siebie stężenie tych hormonów. A przecież wystarczy oddać krew do badania i przekonać się, czy ich ilość odbiega od normy. Dla testosteronu wynosi ona 7,6–34 nmol/l (nanomoli w litrze), dla DHEA – 13,8–27,7 nmol/l). Z wynikiem najlepiej zgłosić się do endokrynologa, bo tylko ten spec od hormonów najlepiej będzie wiedział, jaką zastosować kurację.

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama