Klasyki Polityki

Kuszący zakazany owoc

PantherMedia
Magdalena Środa i ojciec Dezyderiusz Pol o tym, czy moralne jest korzystanie z agencji towarzyskich.

Fragment artykułu „Bezpruderyjnie całodobowo”, który ukazał się w tygodniku POLITYKA w sierpniu 1999 r.

Magdalena Środa, Instytut Filozofii UW:
Nasz rodzimy stosunek do życia seksualnego człowieka jest schizofreniczny. Z jednej strony, mając otwarte granice i aspiracje wejścia do Europy jesteśmy zalewani różnymi produktami masowej kultury, która jest jak tandetny dom towarowy, gdzie wszystko można kupić, gdzie wszystko jest czymś nowym, nieznanym, kolorowym, czymś, co można wybrać i mieć. Otwartość seksualną i inne owoce rewolucji seksualnej (nowoczesne formy prostytucji, agencje towarzyskie) bierzemy więc z całym dobrodziejstwem inwentarza. Podobnie zresztą jak filmy, podróże zagraniczne, pisma pornograficzne. Z drugiej strony nie potrafimy należycie ocenić, co jest ważniejsze – nasza wolność wyboru czy wartość tego, co jest wybierane. Bo aby umieć wybierać, oceniać, wystrzegać się – trzeba mieć jakieś kryteria.

Trzeba umieć o tym racjonalnie rozmawiać. Trzeba znać własne potrzeby, mieć jakąś wiedzę (ot, choćby tak potępianą, jak ta o życiu seksualnym człowieka). Tymczasem żyjemy w kraju, gdzie religijny hipermoralizm stawia mocną alternatywę: zbawienie (za cenę przestrzegania zakazów, tłumienia potrzeb, wydumaną cnotliwość etc.) lub pełne potępienie. Niestety wymagania moralne, aby były przestrzegane, muszą być realne.

Stawianie moralnej poprzeczki na tak wysokim poziomie rodzi nie anielskość, lecz głęboką hipokryzję i cynizm. Dotyczy to zwłaszcza spraw seksualnych. Owoc zakazany jest tu szczególnie kuszący, a zło przemilczane. Potępia się prostytucję, urządza się akcje ograniczające wolność prasy, niewiedzę traktuje się jako cnotę, zamiast rozmawiać o złu prostytucji, o jego przyczynach (a trzeba wiedzieć, że prostytucja tkwi swymi korzeniami mocno w patriarchalnym społeczeństwie, które represjonuje kobiety na różne sposoby).

Należy więc najpierw przyjrzeć się strukturze tego społeczeństwa, którego najsilniejszym wzmocnieniem jest właśnie Kościół, a dopiero potem potępiać.

Trzeba nauczyć się rozmawiać o ludzkich potrzebach seksualnych, o granicach dopuszczalności pewnych zachowań: złem nie jest bowiem to, co potępia jakaś religia, lecz przede wszystkim – w moim mniemaniu – to, co przyczynia się do krzywdy i instrumentalizacji drugiego człowieka.

Kościół podchodząc tak rygorystycznie do seksu gubi problem i możliwość wpływu na sytuację, z którą – być może – powinien się zmierzyć.


Ojciec Dezyderiusz Pol, Studium Caritas ATK:
Nie wiem, jaki procent osób korzystających z usług rynku erotycznego czy też pornograficznego deklaruje się jako osoby wierzące i praktykujące, ale sądzę, że dla tych rzeczywiście serio traktujących swoją wiarę ta oferta jest obojętna.

Proces słabnącego przyswojenia norm moralnych obejmuje coraz to większe grupy społeczne i dotyczy zarówno środowisk miejskich jak i wiejskich. Wieś polska zawsze cechowała się pewnym tradycyjnym rytualizmem i religia stanowiła jakby naturalny składnik zasad jej życia.

Obecnie daje znać o sobie nieugruntowana, powierzchowna religijność. W miastach natomiast szerzy się komercja, desakralizacja i chęć uzyskania z życia jak najwięcej. W Polsce zrodziła się powierzchowność, która wytworzyła specyficzny brak konsekwencji w realizowaniu nakazów wiary przez ludzi ciągle deklarujących się jako osoby wierzące, lecz niepraktykujące.

Taki klimat, upowszechnianie modelu konsumpcyjnego, brak prawidłowego modelu wychowawczego sprzyjają rozwojowi podaży i popytu na rynku usług erotycznych.

Z pewnością oferta zwiększa się wraz z zainteresowaniem klienta. W wielu przypadkach, jak sądzę, spowodowana jest jednak nieprawidłowościami, które narastają we wzajemnych relacjach małżeńskich i porażkach wychowawczych również w rodzinach osób wierzących i praktykujących. Źle odczytany dar wolności przynosi takie właśnie konsekwencje w życiu społecznym.

Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama