Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w maju 2001 r.
W Paryżu czuje się jak w domu, w Gazie – obco. W Paryżu ubiera się w najlepszych domach mody, nie opuszcza żadnej premiery. W Gazie ma tylko męża. On, człowiek symbolizujący palestyńską walkę o niepodległość. W dniu ślubu miał sześćdziesiąt lat. Ona, elegancka blondynka po Sorbonie, rozpieszczona życiem, o trzydzieści cztery lata młodsza – córka chrześcijańskiej pisarki Ramondy Tawil z Ramalli.
Otoczenie Jasera Arafata patrzyło na ten związek niechętnym okiem. Nawet kiedy przyjęła islam, Suha Arafat nie stała się Pierwszą Damą palestyńskiego dworu; wciąż jeszcze nie jest ulubienicą tłumu. Teraz, aby poprawić swój polityczny wizerunek, rusza w pielgrzymkę do Mekki.
Dom rodziny Tawil w Ramalli od dawna świeci pustkami. W 1984 r. opuścili go rodzice Suhy, jordański bankier Daud Tawil i palestyńska Dolores Ibaruri, Ramonda. Kilkakrotnie poznała izraelskie więzienia od wewnątrz, przeniosła więc swoją agencję informacyjną do Waszyngtonu, aby stamtąd nadal służyć sprawie wyzwolenia Palestyny. Suhę wysłano do starszej siostry w Paryżu. Także paryski dom wypełniony był patriotycznym duchem, bo siostra wkrótce wyszła za mąż za ambasadora OWP we Francji Ibrahima Susę. Siłą rzeczy bywalcami tego domu byli czołowi działacze ruchu wyzwoleńczego, kilkakrotnie gościł tam również Jaser Arafat. W 1989 r. zaproponował jej pracę w swojej tunezyjskiej kwaterze, a rok później, nie bacząc na sprzeciwy swoich współpracowników, pojął ją za żonę. Ślub odbył się w ścisłym gronie wtajemniczonych. Nigdy nie został opublikowany oficjalny komunikat o małżeństwie. Źródłem pierwszych przecieków do prasy była Ramonda, która nie mogła znieść pokątnych szeptów o tym, że jej córka została nałożnicą Arafata. Zaraz po tym czarny kot przebiegł między panią Tawil a dowództwem Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Organizacja przez wiele lat finansowała jej polityczną działalność, a w uznaniu szczególnych zasług pokrywała nawet miesięczne wydatki za czynsz i za przyjęcia wydawane dla obcych dyplomatów w jej luksusowym mieszkaniu. Kiedy sprawa małżeństwa stała się publiczną tajemnicą, kurek dotacji został zakręcony na zawsze, a Suha zerwała stosunki z mamusią.
Ożenek lidera OWP, prowadzącego niemal mniszy tryb życia, z młodą absolwentką Sorbony poświęcającą większą część czasu na osobiste przyjemności, mógł ciężko zaważyć na politycznym wizerunku ascety żyjącego wyłącznie dla sprawy. Elegancka dziewczyna o jasnej karnacji ubierająca się w najdroższych domach mody, a w dodatku pochodząca ze znanej chrześcijańskiej rodziny, nie pasowała do nowego otoczenia. Zresztą Suha Arafat nigdy nie ukrywała swojego wstrętu do nędzy i brudu palestyńskich obozów dla uchodźców. Tłumy nigdy nie wiwatowały na jej widok, gdy ukryta za firankami opancerzonego Mercedesa i eskortowana przez samochody przybocznych ochroniarzy przemierzała ulice zakurzonej Gazy.
Łóżko polowe
Palestyńscy dostojnicy musieli pogodzić się z jej obecnością najpierw w Tunezji, a potem także w Gazie. Mimo to zawsze sprzeciwiali się uczestnictwu Suhy w oficjalnych uroczystościach. Abu Mazen, jeden z czołowych ministrów w gabinecie Arafata, zagroził zbojkotowaniem ceremonii podpisania umowy z Izraelem w Białym Domu, jeśli Suha wystąpi tam u boku swego męża. Jaser pojechał do Waszyngtonu, Suha do ulubionego Paryża. Chyba nie bardzo tego żałowała, bo przecież w stolicy Francji ma przyjaciółki, siostrę marokańskiego króla Hasana, żonę saudyjskiego miliardera Adnana Haszugiego, żonę prezydenta Tunezji, żony wielkich arabskich biznesmenów. Nie było jej także na przyjęciu wydanym w Gazie z okazji siedemdziesiątych urodzin raisa (prezydenta). Plotkarze szeptali wówczas o małżeńskim kryzysie.
Osoby zbliżone do tej dziwnej pary twierdzą, że małżeństwo Jasera Arafata i Suhy Tawil, aczkolwiek niewątpliwie skonsumowane, bo prezydencka para ma córeczkę Zahwę, nigdy nie było małżeństwem z prawdziwego zdarzenia. Lider Autonomii Palestyńskiej nie zmienił utartego trybu życia. Wciąż jeszcze mieszka w spartańskich warunkach, śpi na polowym łóżku w pokoju pełnym aparatów telefonicznych, faksów i porozrzucanej po kątach broni. Cała jego garderoba to kilka mundurów i oliwkowych żakietów. Wieczerze spożywa późno w nocy w towarzystwie zaufanych współpracowników.
Suha urządziła się znacznie wygodniej, na pierwszym piętrze rezydencji. W wywiadzie udzielonym „The Toronto Star” szczyciła się marmurową podłogą wysłaną miękkimi kobiercami i kanapami z różowego pluszu. „Życie w Gazie jest trudne, zazdrosne oczy śledzą każdy mój krok. Codziennie od nowa dziękuję bogu za kosmetyki, które ukrywają moje przedwcześnie nabyte zmarszczki”, zwierzyła się kanadyjskiemu dziennikarzowi.
Jak przystało na małżonkę raisa, Suha Arafat ma także biuro, w którym przyjmuje proszących o wsparcie. Petenci są skrupulatnie filtrowani przez sztab pomocników. Komu udaje się w końcu dostać przed jej oblicze, nigdy nie wychodzi z pustymi rękoma. Utarty rytuał tych spotkań to krótka rozmowa kończąca się wręczeniem zapomogi, na ogół skrzynki podstawowych produktów żywnościowych. Gdy wzorem męża odwiedza chorych i rannych w szpitalach, częstuje nieszczęśliwców płomiennym przemówieniem o trudach walki i konieczności poświęceń. „Jaser Arafat dotyka rany leżących, całuje ich w czoło, siada z krewnymi na podłodze i płacze razem z nimi, dając odczuć, że są mu bliscy. Suha utrzymuje dystans, wydawać by się mogło, że brzydzi się ich zapachem i ich nieszczęściem”, pisał korespondent arabski.
Podczas pierwszej oficjalnej wizyty w Moskwie Jaser Arafat został zaproszony – jak niemal wszyscy dostojni goście sowieckiego rządu – na spektakl „Jeziora Łabędziego” w Teatrze Bolszoj. Towarzyszący mu w podróży bliski współpracownik Akhram Hania przypomina sobie powód odmowy: „Arafat powiedział wówczas: nie mogę pójść; co pomyślą moi ludzie w obozach dla uchodźców, gdy zobaczą swego lidera w teatrze”. Suha Arafat nigdy nie miała takich skrupułów. Wręcz przeciwnie. Wielokrotnie uskarżała się na brak życia kulturalnego w Gazie i na Zachodnim Brzegu. Również warunki sanitarne nie bardzo jej odpowiadają. Z tego powodu, ku oburzeniu miejscowej ludności, postanowiła urodzić córeczkę Zahwę w prywatnej paryskiej klinice położniczej. Ostro krytykowana przyrzekła, iż następne dziecko urodzi w wyzwolonej Jerozolimie. Jednak w ubiegłym tygodniu Suha oznajmiła dziennikarzom, że przeniosła się na stałe do Paryża. Podkreśliła, że jedyną przyczyną jej rozłąki z mężem są różnice ideowe, a osobiste stosunki mają pozostać bez zmian.
Kobiety w jego życiu
Tajemnice prezydenckiej sypialni – jeśli takowe w ogóle istnieją – są równie pilnie strzeżone jak tajemnica rachunków bankowych, którymi dysponuje przewodniczący Autonomii Palestyńskiej i z których hojnie opłaca oddanych mu współpracowników. W Syrii i w Izraelu rozpowszechniano pogłoski o homoseksualnych skłonnościach pana małżonka, ale przypuszczalnie są one bezpodstawne. Prywatne życie Jasera Arafata nigdy nie było publiczną domeną, ale jego biografowie potrafią wskazać co najmniej dwie kobiety, które były mu bliskie, jeszcze zanim pobrał się z Suhą. Pierwszą była wdowa po libańskim działaczu Fatahu, Nada Jeszaruti. Arafat rzekomo zaproponował jej małżeństwo, ale Nada odmówiła, mówiąc, że kocha go nie jako mężczyznę, lecz jako lidera wielkiej sprawy. Niespełniony związek zakończył się w maju 1973 r., gdy Nada Jeszaruti wracała do domu po spotkaniu z ówczesnym prezydentem Libanu. W mroku klatki schodowej czyhał na nią niezidentyfikowany osobnik, który zamordował ją celnym strzałem z pistoletu.
Drugą kobietą w życiu Arafata była również mieszkanka Bejrutu, przystojna egipska pisarka Raszida Mahran. Gdy podczas izraelskiej inwazji na Liban w 1982 r. został zmuszony do ucieczki do Tunisu, piękna Raszida ruszyła śladem ukochanego. W książce drukowanej w odcinkach w dzienniku „El-Rai El-Ram” pisała między innymi: „za każdym razem, gdy stawałam przed nim, drżałam na całym ciele, całe moje jestestwo krzyczało o miłości, o bezwarunkowym oddaniu się wielkiemu przywódcy”. Książka Mahran pełna jest aluzji o intymnych stosunkach, jakie łączyły Raszidę z przywódcą OWP. Zapytana, dlaczego ich miłość nie zakończyła się małżeństwem, twierdziła, że „żadna kobieta nie może żyć u boku człowieka, którego domem jest stara walizka przerzucana z miejsca na miejsce”.
Krótko po wydaniu książki skomentował ją arabski karykaturzysta żyjący w Londynie Nadżi el Ali. Rysunki Aliego przedstawiały zakochaną parę w niezbyt korzystnym świetle. Niektóre przedstawiały Arafata jako szefa bandy obżartuchów, którzy opróżniają kieszenie ubogich Palestyńczyków. Nadżi el Ali, który wychował się w palestyńskim obozie dla uchodźców w Libanie, uważany był za poplecznika Georga Habasza, stojącego w opozycji do Arafata. 22 lipca 1987 r. nieznany i nigdy nieujęty sprawca zamordował Aliego kilkoma dźgnięciami nożem. Brytyjska policja nie znalazła związku między aferą miłosną Arafata a brutalnym zabójstwem.
Retusz wizerunku
Przeszłość Jasera Arafata nigdy nie ciekawiła Suhy; nigdy o nią nie pytała, nigdy o niej nie mówiła. O swoim małżeństwie powiedziała, że „Jaser nie ożenił się ze mną. To ja ożeniłam się z Jaserem”. Każdy może na swój sposób skomentować to oświadczenie. Zdaniem większości Palestyńczyków byłoby lepiej, gdyby ten związek w ogóle nie zaistniał. Mimo iż Suha przyjęła islam, nigdy nie była uważana za dobrą muzułmankę. Gdy palestyńska policja eksmitowała wspierane z Ameryki zakonnice z greckiego prawosławnego monastyru Dąb Abrahama w Hebronie przekazując posesję patriarsze w Moskwie, Suha Arafat interweniowała, wbrew woli męża, u licznych palestyńskich dostojników, u ambasadora USA w Izraelu Martina Indyka, a nawet, jeśli wierzyć eksmitowanej siostrze Anastazji Stephanopolous (której brat był w swoim czasie sekretarzem prasowym prezydenta Clintona), napisała błagalny list do papieża Jana Pawła II.
Wszystko to razem nie przysporzyło jej dobrego imienia w Gazie. Zaszła konieczność retuszu chrześcijańskiego wizerunku palestyńskiej Pierwszej Damy. Sprawa jest pilna szczególnie teraz, gdy intyfada nosząca imię meczetu Al Aksa w znacznej mierze opiera się na uczuciach religijnych. Biuro informacji Autonomii Palestyńskiej zakomunikowało, że Suha Arafat przygotowuje się do tradycyjnej pielgrzymki do Mekki. Allah jest wielki, Allah wybaczy. Albo nie.