Klasyki Polityki

Świat według świadka

Świadków koronnych otacza głęboka tajemnica. Świadków koronnych otacza głęboka tajemnica. Daniel Kramski / Agencja Gazeta
Obowiązkiem koronnych jest dyspozycyjność. Ich praca to składanie zeznań. W zamian otrzymują swoistą pensję.

Artykuł ukazał się w tygodniku POLITYKA w sierpniu 2004 r.

Od sześciu lat w polskim prawie funkcjonuje instytucja świadka koronnego. Pora na bilans. Co dzięki świadkom koronnym zyskano, a co stracono? Ilu ich jest? Jak wygląda ich życie? Mimo szczelnej kurtyny nam udało się dotrzeć do czterech z nich.

Świadków koronnych otacza głęboka tajemnica. Skrywa szczelnie ich dane osobowe, wszystko, co dotyczy ich rodzin, miejsca pobytu. Nie jest ujawniana liczba świadków, budżet na program ich ochrony, a zeznania opatrzone są klauzulą tajności. To wymogi bezpieczeństwa, koronni bowiem są narażeni na zemstę świata przestępczego.

Zeznania za wolność

Najdłużej status specjalny posiada Jarosław S. ps. Masa (od sierpnia 2000 r.), ale trzej pozostali rozmówcy też otrzaskali się w bojach. Tylko Masa nie boi się ujawniać faktu, że rozmawia z dziennikarzem (czasem telefonuje do znajomych reporterów, przekazuje im wiadomości dotyczące świata przestępczego). Pozostali zastrzegają anonimowość. Mieszkają w różnych miejscach Polski, trzej z rodzinami. Dopóki będą posiadali ten status, nie mogą podejmować pracy. Później, o ile wyrażą na to ochotę, zmienią tożsamość, dostaną nowe nazwiska. Będą mogli poddać się operacjom plastycznym. W niektórych przypadkach zostaną przerzuceni za granicę i tam rozpoczną nowe życie.

Od 1998 r. świadkami koronnymi zostało ok. 70 osób. Tylko kilku zakończyło udział w programie i pod zmienionymi nazwiskami toczy inne życie. Trzech straciło status świadka koronnego, bo przyłapano ich na kłamstwach albo w trakcie programu nadal popełniali przestępstwa. Zarząd III Centralnego Biura Śledczego zajmujący się ochroną koronnych z satysfakcją ujawnia, że chociaż świat przestępczy wydał na byłych kompanów nieformalne wyroki śmierci, żadnemu z nich, odpukać, nie stała się krzywda.

Zgodziłem się zostać świadkiem, aby uniknąć więzienia, groził mi wyrok do ośmiu lat pozbawienia wolności – opowiada Tadeusz Z. (dane zmienione). – Od trzech lat posiadam status, a to de facto oznacza, że już trzy lata spędzam w swoistym kryminale, bo jestem pozbawiony wolności i bezwarunkowo zależny od moich ochroniarzy z CBŚ.

Nie ukrywa rozgoryczenia: co innego obiecywano, kiedy godził się przyjąć status koronnego. Miał spotykać się regularnie z rodzicami i rodzeństwem. – Doszło do tego tylko raz – mówi. – To skomplikowana operacja. Policjanci z CBŚ typują miejsce spotkania, w moim przypadku był to specjalny ośrodek wczasowy, dowożą osobno mnie, osobno rodzinę. Za pobyt muszę płacić sam. Dwudniowe widzenie z rodzicami kosztowało go 700 zł. – To dla mnie za duży wydatek – twierdzi. – Wbrew temu, co się o nas mówi, naprawdę musimy zaciskać pasa.

Prawdopodobnie po zakończeniu programu nie zdecyduje się na zmianę tożsamości, bo to oznaczałoby zerwanie kontaktów z rodziną. – Mam pełną świadomość, że wtedy spróbują wykonać na mnie wyrok – mówi. – Ale bardziej przeraża mnie wizja wejścia w nową skórę. Byłbym wtedy człowiekiem bez przeszłości, bez rodziny, z wymyślonym życiorysem.

Spory o instytucję

Prace nad ustawą o świadku koronnym trwały od pierwszej połowy lat 90. Pomysł wprowadzenia w Polsce tej instytucji budził emocje. Oponowali głównie adwokaci i część polityków. Podczas rządów koalicji SLD-PSL (w latach 1993–97) projekt utrącono. Ustawa weszła w życie 1 września 1998 r., już pod rządami AWS-UW. Wprowadzono ją na trzyletni okres próbny, a później przedłużono do 1 września 2006 r.

Przeciwnicy podnoszą, iż instytucja świadka koronnego wywodzi się z anglosaskiej kultury prawnej i łamie europejskie standardy. Po drugie, w Polsce stosowana jest zasada legalizmu (żaden sprawca nie może uciec od odpowiedzialności za popełnione czyny), a świadek koronny to przejaw prawnego oportunizmu (liczy się wyłącznie cel: zwalczanie przestępczości), co łamie konstytucyjną zasadę, że wszyscy są równi wobec prawa. Po trzecie, zeznania świadków koronnych są niewiarygodne, bo w zamian za darowane czyny obciążają oni osoby wskazane przez policjantów i prokuratorów, a nie rzeczywiście winne. Po czwarte, to nieetyczne, aby na koszt społeczeństwa zapewniać ochronę i bezkarność skruszonym przestępcom. Była minister sprawiedliwości sędzia Barbara Piwnik dorzuca jeszcze jeden argument – jest nie do przyjęcia, że koronni zachowują zdobyty nielegalnie majątek.

Zwolennicy ripostują. Dzięki koronnym rozbito solidarność grup przestępczych i zlikwidowano większość najgroźniejszych gangów. Wiarygodność zeznań weryfikuje sąd, a dowody oparte wyłącznie na podstawie opowieści koronnych i niepoparte innymi nie mają dla sądu wartości procesowej. W wielu państwach ta instytucja jest skutecznie stosowana (USA, Wielka Brytania, Włochy czy Niemcy).

Nadinspektor Eugeniusz Szczerbak, zastępca komendanta głównego policji, z własnego doświadczenia wie, jak ciężko doprowadzić przed sąd przestępców z grup zorganizowanych. – Kiedy pracowałem w Krakowie, przez sześć lat zespół pięciu policjantów próbował zgromadzić dowody w sprawie groźnego gangu – wspomina. – Kiedy uchwalono ustawę o koronnych i pozyskaliśmy świadka, to w ciągu kilku miesięcy gang rozbito.

Według Szczerbaka argumenty o tym, że podatników nie stać na finansowanie programu ochrony koronnych, są nadużyciem. – W stosunku do strat, na jakie grupy przestępcze narażają Skarb Państwa, koszty programu są naprawdę niewielkie.

Goli i bogaci

Świadkowie koronni w zamian za obciążenie swoich wspólników zyskują bezkarność. Teoretycznie są więc wolnymi ludźmi, korzystają z praw obywatelskich (poza tymi, którzy przebywają w więzieniu, bo kilku świadków odsiaduje wyroki, wydane zanim uzyskali szczególny status). Praktycznie zaś, aż do uprawomocnienia się wszystkich wyroków orzeczonych na podstawie ich zeznań, ich wolność jest ograniczona.

Świadek Kazimierz P. (dane zmienione): – To miało trwać dwa, trzy lata. Tymczasem sprawiedliwość wolno sobie miele, a ja ciągle wypełniam misję koronną i końca nie widać.

W program świadka koronnego wchodził w więzieniu, gdzie odsiadywał kilkuletni wyrok. Na procesie nie ujawnił wszystkiego. Za kratami zdecydował się na współpracę z prokuratorem. – Miałem czas na przemyślenie wszystkiego – opowiada. – Uznałem, że to dobry sposób, żeby nocami spać spokojnie. W programie jest już trzy lata. Składa zeznania, jeździ z procesu na proces. Najbardziej doskwiera mu poczucie próżni. – Obiecywano mi szybką legalizację – mówi. – Nowe dokumenty, akt urodzenia, książeczkę wojskową, świadectwo ukończenia szkoły, wszystko na nowe nazwisko. Ale to się przeciąga, a bez nowej tożsamości nie mogę zrobić nic. Zarejestrować samochodu, podjąć nauki ani wziąć się za działalność gospodarczą.

Twierdzi, że powinna obowiązywać święta zasada, żeby w program wchodzić wyzerowanym, bez pieniędzy z poprzedniego życia. – Ja tak właśnie wszedłem, jako kompletny golas – mówi. Drażni go, że niektórzy ze świadków zachowali majątek.

Jarosław S. ps. Masa nigdy nie ukrywał, że dorobił się niezłego grosza. Twierdzi jednak, że już od dawna inwestował w legalne przedsięwzięcia, w akcje i udziały, posiadał dyskoteki. – Zarabiałem czyste pieniądze – mówi. Przyznaje, że stać go na więcej niż wielu innych świadków koronnych. Sam opłaca dom, w którym mieszka wraz z rodziną, chociaż innym świadkom koronnym takie wydatki pokrywa państwo.

Do sądu nie pójdą

Obowiązkiem koronnych jest dyspozycyjność. Ich praca to składanie zeznań. W zamian otrzymują swoistą pensję – rodzaj zapomogi na utrzymanie. Jeżeli wraz ze świadkiem programem ochrony objęta jest jego najbliższa rodzina, na każdego jej członka przysługują pieniądze: średnio na osobę 900–1500 zł miesięcznie. Państwo zapewnia lokum (wynajmowane są w tym celu domy lub mieszkania). Rachunki za światło i wodę opłacają już sami. Muszą tak gospodarzyć pieniędzmi, aby wystarczyło na jedzenie, ubrania, podręczniki dla dzieci.

Wymóg dyspozycyjności powoduje, że nie mogą bez zgody oficerów ochrony wyjeżdżać poza województwo, w którym mieszkają. Każdy wyjazd na toczące się sprawy sądowe, w których składają zeznania, odbywa się w towarzystwie ochroniarzy, w specjalnych konwojach. Wtedy przysługują im dodatkowe diety na wyżywienie, a policja w miarę potrzeby zapewnia noclegi. – Te diety to śmiech na sali – uważa Jarosław S. – Ja dużo jem, każdy ma swoje słabości. Dieta wystarcza mi na pół śniadania. Ale ja to jeszcze pół biedy, stać mnie. Gorzej mają oficerowie z mojej ochrony.

Tadeusz Z. rozumie wynikającą ze względu na bezpieczeństwo konieczność ograniczeń, ale ma też z tego powodu poczucie krzywdy. – Tuż przed przyjęciem statusu świadka sprzedałem znajomemu swój dom – opowiada. – Do dzisiaj mi nie zapłacił, a ja nie mam żadnej możliwości, aby odzyskać pieniądze. Wykorzystał fakt, że jako świadek koronny tak naprawdę nie posiadam praw przysługujących zwykłemu obywatelowi. Nie mogę podać go do sądu i zeznawać jako pokrzywdzony, bo to by zagrażało mojemu bezpieczeństwu.

Jarosława S. okantował właściciel autokomisu w Bytomiu. – Wstawiłem tam dwa Mercedesy, jeden wart prawie 700 tys. zł, drugi 300 tys. Oba kupił ten słynny Józef Jędruch, współwłaściciel Colloseum. Mam dokumenty, z których wynika, że kupiec należność uiścił, ale właściciel autokomisu pieniędzy mi nie przekazał. Po prostu je ukradł. I co mam zrobić? Przecież do sądu z tym nie pójdę, bo tam nie przysługuje mi ochrona.

Po pierwsze, nie kłam

Janowi G. (dane zmienione) najbardziej doskwiera częsta zmiana adresu. Już trzy razy przenoszono go z jednego końca Polski na drugi. Ochrona dostawała sygnał, że w pobliżu widziano podejrzane osoby. – Mam żonę i troje dzieci. Te przenosiny są dla nich koszmarem – żali się.

Dopóki świadkowie objęci są programem ochrony, podlegają licznym rygorom. Nawet drobne ich przekroczenie grozi pozbawieniem statusu świadka. – Nie wolno zapominać, że wciąż są przestępcami, którzy zawarli z prokuraturą swoisty pakt – mówi dr Zbigniew Rau z komendy wojewódzkiej w Poznaniu, zarazem naukowiec kryminolog specjalizujący się w problematyce przestępczości zorganizowanej. Jako pierwszy w Polsce przeprowadził ankietowe badania polskich świadków koronnych i opisał w pracy „Przestępczość zorganizowana w Polsce i jej zwalczanie”. – Zyskają bezkarność, jeżeli będą przez cały czas trwania programu zeznawać o wszystkim, co wiedzą, bez zatajania, bez najmniejszego kłamstwa.

Według dr. Raua, sądy często zbyt bezkrytycznie przyznawały status świadków osobom, które na to nie zasługiwały. – Prokuratorzy i sędziowie muszą zdawać sobie sprawę, że to wyjątkowa instytucja i dlatego może być używana wyłącznie w wyjątkowych sprawach – mówi Zbigniew Rau. – Na szczęście już nie ma takiej rywalizacji jak na początku, kiedy każda prokuratura chciała mieć własnego koronnego, bo uważano, że to nobilituje.

Policjant z oddziału CBŚ na południu Polski, który często ma do czynienia z koronnymi, bo analizuje przekazywane przez nich informacje pod kątem procesowym, nie wierzy w czyste intencje niektórych z tych osobników. – Wciąż próbują grać na dwa fronty – ocenia. – Niby pomagają w śledztwach, ale utrzymują nieformalne kontakty z przestępcami i ostrzegają ich przed zagrożeniami.

Funkcjonariusz przyznaje, że do niektórych świadków czuje sympatię. – Ale kilku z nich budzi moją odrazę. Mam odruchy wymiotne, kiedy relacjonują swoje przestępstwa: tu zajebaliśmy, temu wpierdoliliśmy... Bez wyrzutów sumienia wyliczają krzywdy zadane niewinnym ludziom.

Za Jarosławem S. nie przepadają pracujący z nim prokuratorzy, uważają go za człowieka uciążliwego. Bez przerwy się czegoś domaga. – Ja ich po prostu zasypuję moją wiedzą – wyjaśnia Masa. – Nie są w stanie przetworzyć wszystkich informacji, które podaję im na tacy. Opowiedziałem im o kilkuset przestępcach powiązanych z Pruszkowem. Dlaczego za kraty trafiło tylko kilkudziesięciu? – pyta.

Dr Zbigniew Rau: – Koronni przekazują całą swoją wiedzę, taka jest zasada. Często ich informacji nie można w żaden sposób zweryfikować, dlatego nie nadają się do wykorzystania w procesach.

Wciąż trwają ataki na instytucję świadka koronnego. Obalenie tego narzędzia prawnego leży w interesie świata przestępczego i reprezentujących ich adwokatów. Wiedza świadków koronnych jest dla nich groźna. Nawet ta, która nie zostanie przedstawiona w formie dowodowej podczas procesów sądowych, pozostanie przecież w głowach policjantów i prokuratorów.

Czytaj także: Zamach na Masę

Straty i zyski

Przez pierwsze lata obowiązywania ustawy roczne koszty ochrony świadków wynosiły 3–5 mln zł. W 2004 r. – ponad 10 mln zł. Koszty rosną, bo przybywa świadków, a programy ochrony obejmują też najbliższych członków ich rodzin (żony, dzieci, czasem rodziców). W 1998 r. chroniono 7 osób, w 2000 r. – 63, w 2001 r. – 121, a w 2004 r. programem objętych jest prawie 180 osób (w tej liczbie prawie 70 to koronni). Dzięki ich zeznaniom prokuratury mogły w latach 1998–2003 postawić ponad 50 zarzutów o kierowanie grupami zbrojnymi, 570 zarzutów o udział w tych grupach, 64 zarzuty usiłowania, podżegania lub dokonania zabójstwa, 56 – o porwania ludzi, 253 – podkładania ładunków wybuchowych i nielegalnego posiadania broni, 757 – o rozboje i 342 zarzuty o handel i produkcję narkotyków. U ujętych w wyniku zeznań świadków koronnych przestępców zabezpieczono mienie wartości prawie 25 mln zł. Rozbito gangi, które spowodowały straty budżetu państwa szacowane na około pół miliarda złotych.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kraj

Interesy Mastalerka: film porażka i układy z Solorzem. „Szykuje ewakuację przed kłopotami”

Marcin Mastalerek, zwany wiceprezydentem, jest także scenarzystą i producentem filmowym. Te filmy nie zarobiły pieniędzy w kinach, ale u państwowych sponsorów. Teraz Masta pisze dla siebie kolejny scenariusz biznesowy i polityczny.

Anna Dąbrowska
15.11.2024
Reklama