14 pasażerów na metr
14 pasażerów na metr. Podróż pociągiem – hinduski rytuał narodowy
Zanim pociąg wtoczy się na jedną z tysięcy stacji rozsianych po kraju, do wagonów wskakują porterzy. Wsuwają się bezszelestnie w czerwonych kurtach i białych bawełnianych dhoti zawiniętych w kroku. Na ramionach noszą kraciaste chusty, które zwijają potem w obwarzanek na czubku głowy – jako podkładkę pod ciężar. Są chudzi i starzy, choć nie tak starzy, na jakich wyglądają – dźwiganie wyniszcza organizm. Przechodzą przez wagony, cmokając i spoglądając pytająco.
Hindusi, szczególnie gdy podróżują całymi rodzinami, zabierają niewyobrażalne ilości toreb, koszy, tobołków, pudeł i siat – całą masę nieporęcznych pakunków, z którymi mogą poradzić sobie tylko porterzy. Układają z nich na głowach wieże i niosą je przez dwukilometrowy peron, przeciskają się przez zalane ludźmi hale dworcowe, aż do postoju taksówek. Indyjskie matrony kroczą za nimi, szurając klapkami i narzekając na upał.
Ale dumnym porterom – których lepiej nie mylić z kulisami, pozbawionymi czerwonego umundurowania i dźwigającymi bardziej pospolite towary – coraz trudniej o zarobek. Odkąd w epoce lotnictwa Hindusi odkryli walizki na kółkach (a produkują je tanio i masowo), dworcowi tragarze częściej stoją bezczynnie, paląc tytoniowe skręty i narzekając na nowoczesność. Historia ich profesji, silnie wpisanej w kulturę indyjskiej podróży, powoli dobiega końca.
Podobny los spotyka słynnych kolejowych kucharzy. Każdy pociąg dalekobieżny w Indiach (podróż trwa od kilkunastu godzin do kilku dni, np. z Kalkuty do Bombaju – 33 godz., z Kerali do New Delhi – 56) posiada pantry car, odpowiednik naszego Warsu, serwujący ciepły lunch i kolację. Posiłki dostarczane są do siedzisk i kuszetek. Legendarna obsługa kuchenna składa się z mężczyzn noszących firmowe i zaplamione koszule, którzy od zarania niepodległych Indii gotują proste, smaczne i tanie posiłki dostępne w wersji mięsnej i wegetariańskiej.