Dzik (5 miesięcy, 20 kilo, czarna sierść) wsiadł do bmw combi w zatoczce, 30 km za Białymstokiem. Wykorzystał moment, w którym przewodniczący i działacze Związku Zawodowego Rolników Rzeczpospolitej Solidarni poszli do lasu na siusiu. Przysiadł z tyłu, koło skrzynki po częściach do ciągnika model Mamut, i mimo ponagleń nie chciał wyjść.
– Negocjowaliśmy kwadrans – opowiada przewodniczący Marian Zagórny (16 wyroków m.in. za wysypywanie zboża na tory, łącznie skazany na ponad 10 lat więzienia). – Był bezczelny jak inne, które ryją pola i panoszą się w miastach. Słyszałem, że jeden wskoczył ostatnio na stację benzynową, inny na izbę przyjęć do szpitala, kolejny nie dał się wyciągnąć z kontenera na śmieci – dodaje Marcin Bustowski (w konflikcie z ARiMR, prawie 200 ha łąk ekologicznych i zboża). – Mienie państwowe. Nic im nie zrobisz – podsumowuje Jakub May (współpracuje z Bustowskim, 100 ha gryki i ziemniaków, plany wejścia w bydło).
Działacze, co powtórzą pod przysięgą, nie mogli tracić czasu na pertraktacje. Robiło się późno, a oni mieli umówione w Sejmie spotkanie z posłem PiS Krzysztofem Jurgielem. Dziwnym zbiegiem okoliczności – w sprawie dzików. Przez przypadek właśnie tych żyjących na Podlasiu i z okazji zagrożenia afrykańskim pomorem świń rozwalających system. Czyli mnożących się i włażących w szkodę z powodu wstrzymanego albo ograniczonego odstrzału. – Bezczelny szkodnik, ale współpasażer i jeść musi. Zatrzymaliśmy się przy cepeenie, kupiliśmy warzywa i wodę niegazowaną. Bez problemu, zanęcony jabłkiem, wlazł do skrzynki po częściach do Mamuta i ruszyliśmy na stolicę – mówi Zagórny. – Siedział spokojnie. Jadł, pił, robił pod siebie. Pampersów nie mieliśmy, bo takiego pasażera nie spodziewaliśmy się.