Klasyki Polityki

Śledzik w mango

Czy da się trochę inaczej? Jak nas męczą święta Bożego Narodzenia

Duchowni ubolewają nad komercjalizacją świąt, rozmyciem ich religijnej esencji. Duchowni ubolewają nad komercjalizacją świąt, rozmyciem ich religijnej esencji. Monika Mlynek / PantherMedia
Święta dla sporej liczby osób oznaczają serię dysgustów i dyskomfortów. Mordęgę, której kresu z roku na rok upatrują z coraz większą tęsknotą. Co się zatem w polskich domach odbywa i gdzie osadzają się niesmaki?
Polska tradycja kulinarna ma swe źródło w zupełnie innej rzeczywistości niż ta, która jest dziś udziałem większości społeczeństwa.Lech Gawuć/Reporter Polska tradycja kulinarna ma swe źródło w zupełnie innej rzeczywistości niż ta, która jest dziś udziałem większości społeczeństwa.

Pytani w badaniach socjologicznych, co nas łączy jako naród, Polacy niezmiennie odpowiadają: rodzinność oraz sposób, w jaki obchodzimy święta, zwłaszcza Wigilię Bożego Narodzenia.

A jednak z poświątecznych zwierzeń wynika, że dla sporej liczby osób doroczna manifestacja narodowej tożsamości oznacza serię dysgustów i dyskomfortów. Mordęgę, której kresu z roku na rok upatrują z coraz większą tęsknotą. Co się zatem w polskich domach odbywa i gdzie osadzają się niesmaki?

Czy trzeba było aż tyle zjeść w święta?

Zacznijmy od dyskomfortu najbardziej dosłownego i trywialnego – gastrycznego. Polskie świętowanie znajduje wyraz we wspólnym jedzeniu. Obfitym. Nawet to wigilijne, teoretycznie postne, jest wyjątkowo sute, skoro trzeba skosztować 12 potraw. Dla poprawnie odżywiającego się człowieka, który przez cały rok z powagą traktuje zalecenia, by kończyć dzień skromną i możliwie wczesną kolacją, wieczerza jest praktycznie nie do przebrnięcia; po śledziu i karpiu w galarecie niektórzy są w stanie przyswoić jeszcze pierogi i barszcz, koneserzy dotrwają do kapusty z grzybami, desperaci do kutii. Liczne z tych rzekomo pradawnych potraw o magicznym, zarezerwowanym tylko na tę jedną okazję smaku, jest zbyt wymagającym wyzwaniem dla kubków smakowych wielu osób, a pewnie większości dzieci. Są tacy, których naprawdę odrzuca intensywność śledzia, mulista specyfika karpia, ciężkostrawność grzybów, wściekła słodycz klusek wymieszanych z makiem i miodem. A przecież wigilijne preludium zaledwie rozpoczyna wielodniową (bo trzeba wszystko pokończyć) symfonię na boczki i karkówki, chrzany i marynaty, a przede wszystko kapustę i buraki.

Polityka 2.2015 (2991) z dnia 06.01.2015; Temat tygodnia; s. 10
Oryginalny tytuł tekstu: "Śledzik w mango"
Reklama