Getto, gettunio, getuchna kochana...
Dzieje łódzkiego getta. Getto, gettunio, getuchna kochana...
Jeszcze tu są – Rutka, Lilka, Edzia. I Mela, a właściwie Melania. Melą pieszczotliwie nazywają ją ci, którzy odkryli po latach jej wiersze.
Nie miałaś oczu błękitnych ni złotych
I żadna cisza rąk twoich nie drżała trzepotem
Motyli plam słonecznych po murach nie gonił
Twój śmiech
Kołysać cię miała daleka, senna Waikiki...
Mela – wtedy już chora na gruźlicę – mieszka przy ul. Marynarskiej. To znaczy – Kelmstrasse. Pewnie pisze. Może jeszcze spotyka się z przyjaciółmi, z którymi rozmawia o sztuce. Z opowieści, które przetrwały, wiemy, że Melania Fogelbaum przed wojną pisała nie tylko wiersze, ale także eseje poświęcone historii sztuki, malowała, rzeźbiła. W getcie pracowała w Wissenschaftliche Abteilung – Wydziale Nauki, gdzie poznał ją Leon Kowner i tak zapamiętał: „Była drobną kobietą o orlej, drapieżnej twarzy i błyszczących oczach (...). Przy pracy opowiadała nam o sztuce i naukach, o malarstwie i poezji, właściwie o wszystkim”. To on właśnie znalazł na podwórku Meli przy ul. Marynarskiej – pozostańmy przy tej nazwie, bo przecież Marynarska nadal jest w Łodzi i nadal stoją przy niej, pamiętające również Melę, domy – jej zdjęcie. Lekko uszkodzone, ale rekonstrukcja się powiodła.
Inny ocalony, Nachman Zonabend, znalazł jeszcze dwa zdjęcia Meli oraz dwa zeszyty z jej wierszami.
Chodź ugrzęźniemy w zielonym szeleście
zmylimy mądrym krokom ślad
oczom spalonym brudnym asfaltem...
Ten sam Nachman Zonabend przyczynił się także do ocalenia „Kroniki getta” [rejestr codzienny wydarzeń w getcie, zarządzeń i nawet pogody; jest to ważne źródło historyczne] – jako osoba pracująca w tzw. grupie porządkowej, już po likwidacji getta, odnalazł w pomieszczeniach archiwum pozostawione tam dokumenty i ukrył je w tzw.