Mary Jennigs była pilotem helikoptera ratunkowego, który w Afganistanie transportował rannych żołnierzy. 29 lipca 2009 r. w jej kokpicie eksplodował pocisk wystrzelony przez talibów. Mimo 18 odłamków tkwiących w udzie i w ramieniu dalej pilotowała, a załoga jej helikoptera zbierała poszkodowanych i ostrzeliwała przy tym wroga. Choć kapitan Jennigs miała na koncie walkę z przeciwnikiem, paradoksalnie nie mogła ubiegać się o żadne poważne stanowisko dowódcze, ponieważ dowódca musi… wykazać się doświadczeniem bojowym. A za takie amerykańskie ministerstwo obrony nie mogło uznać akcji z lipca 2009 r., bo oficjalnie Jennigs nie brała udziału w żadnym boju. Według ówczesnych przepisów stanowisko pilota helikoptera nie miało charakteru bojowego. Dlatego było dostępne dla kobiet.
Na pocieszenie zwierzchnicy awansowali Jennigs do stopnia majora, za poniesione rany otrzymała też Purpurowe Serce. Nie poddała się jednak – w listopadzie zeszłego roku zaskarżyła zakaz służby kobiet na stanowiskach bojowych do Sądu Najwyższego i stała się jedną z twarzy debaty o równouprawnieniu w armii. Sytuację pani major rozumie Tammy Duckworth, też była pilot helikoptera. W 2004 r. iraccy powstańcy trafili granatnikiem jej Black Hawka. Duckworth straciła obie nogi, lekarze ledwo odratowali jej rękę. Po opuszczeniu armii dostała się do Izby Reprezentantów z ramienia Partii Demokratycznej i dziś jest najlepiej rozpoznawalną zwolenniczką zrównania żołnierzy z żołnierkami.
23 stycznia obie panie triumfowały. Tego dnia odchodzący właśnie na emeryturę sekretarz obrony Leon Panetta zniósł wszelkie ograniczenia dla służby kobiet w armii USA. Dotychczas amerykańskie żołnierki nie mogły zaciągać się do jednostek frontowych, głównie do piechoty morskiej, wojsk specjalnych, a także do niektórych oddziałów wojsk lądowych, marynarki i lotnictwa.