Po informacjach o czynie Andersa Breivika dziennikarzom, politykom i zwyczajnym ludziom nie schodziły z ust diagnozy – psychopata, paranoik, szaleniec. Każde z tych słów kryło podobną myśl: człowiek chory, a do tego zły.
Specjaliści zwracali uwagę, że wiele określeń automatycznie powtarzanych w mediach ma znaczenie medyczne. Prostowali, że zwłaszcza nazywanie Breivika psychopatą jest błędem. Jego zachowanie nie zgadza się z podręcznikowym opisem tego zaburzenia, częściej nazywanego antyspołecznym zaburzeniem osobowości. Przejawia się ono gwałceniem praw innych ludzi i nieuznawaniem norm społecznych. Wiąże się też z brakiem odpowiedzialności, poczucia winy i empatii, zakłamaniem i oszukiwaniem innych dla zysku albo dla przyjemności. Psychopatów można podzielić na kalkulatywnych i impulsywnych, tłumaczy dr Paweł Krukow, neuropsycholog z Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej: – Ci pierwsi nie przeżywają żadnych emocji, ale świetnie radzą sobie z myśleniem. Dokładnie planują swoje działania. Ci drudzy nie planują, działają pod wpływem emocji, zwłaszcza takich jak agresja czy gniew. Nie mają żadnych hamulców.
Neuroobrazowanie strukturalne i funkcjonalne – nowoczesne metody, które pozwalają podglądać mózg także w trakcie pracy – wykazały, że zaburzenia psychopatów mają odzwierciedlenie w jego budowie i sposobie działania.
Naukowcy sprawdzali to w badaniach na więźniach, prosząc ich o rozstrzygnięcie dylematu moralnego (np. czy można zabić jedną osobę, żeby uratować pięć innych?