Triumf Hemingwaya zjednoczył naród polski. Wtedy wszyscy startujący prozaicy zaczęli pisać jak Papa Hemingway; mnie nazywano Hemingwayem z Koluszek” – pisał w „Pięknych dwudziestoletnich” Marek Hłasko. 50 lat po śmierci Hemingway już nie ma rzesz naśladowców, czyta się go w szkole, ale nie można znaleźć żadnej jego książki w Empiku, a jego uśmiechnięta twarz, otoczona siwymi włosami, pojawia się najczęściej w tekstach o alkoholu. W Amazonie również nie znajdziemy nowych książek, jakie zwykle pojawiają się przy okazji tego rodzaju rocznic.
Hemingway przebywa w czyśćcu. Literatura macho nie pasuje wszak do dzisiejszych czasów.
Ostatnio Hemingway powraca w filmie Woody’ego Allena „Midnight In Paris”, pokazywanym w tym roku w Cannes. Pisarz zjawia się w otoczeniu swoich paryskich przyjaciół z lat 20.: Gertrudy Stein, Scotta i Zeldy Fitzgerald. „Kocham pana książki” – zwraca się do pisarza bohater, a na to Hemingway: „Tak, to była dobra książka, ponieważ to była uczciwa książka, bo to wojna robi z człowiekiem. I nie ma nic pięknego ani szlachetnego w umieraniu w błocie, chyba że umiera się z gracją. A wtedy to jest nie tylko szlachetne, ale i odważne”. Filmowy Hemingway mówi tak, jak pisał, zdaniami wyjętymi ze swoich książek.
Styl najpopularniejszego pisarza Ameryki zawsze chętnie parodiowano; u Raymonda Chandlera w „Żegnaj laleczko” czytamy, że Hemingway to „facet, który powtarza jeden kawałek w kółko, aż nabierasz przekonania, że to jest dobre”. Ten facet wywarł jednak być może największy wpływ na całą literaturę XX w.