On tylko lubi dzieci
On tylko lubi dzieci. Być matką pedofila to sprawa lepka, wstydliwa
Mieć w rodzinie bandytę, złodzieja nie oznacza odrzucenia go przez bliskich (choć jeśli dostanie duży wyrok, kontakty z latami wygasają). Szuka się rozpaczliwie usprawiedliwień: jeśli miał wspólnika – to tamtego wina. Sam by czegoś takiego nie zrobił. Albo – wpadł w złe towarzystwo i to inni go namówili. W środowiskach, w których pobyt w więzieniu jest na porządku dziennym, usprawiedliwień się nie szuka – wpadł i poszedł siedzieć, choć szkoda chłopaka. Bardziej zły los niż hańba.
Być matką pedofila to inna sprawa. Lepka, wstydliwa. Nawet jeśli synowie wyjawiają matkom swą orientację seksualną czy przyznają się do błędów, to przecież nigdy do pedofilii.
Kiedy sprawa wychodzi na jaw i wkracza prokurator, przychodzą – opowiada prof. Maria Beisert, wybitna psycholog z Poznania – prosząc o zaświadczenie, że syn jest niewinny. Znają swoje dziecko, wiedzą o każdym jego kroku. Są przeświadczone, że syn nie mógł zrobić niczego poza ich kontrolą. Nie wiedziały, więc to nie mogło się zdarzyć. Deklarują, że znajdą świadków, którzy potwierdzą, że syn nie mógłby skrzywdzić dziecka, chcą przynosić opinię od lekarzy, nauczycieli, księży. Zaprzeczają, krzyczą i płaczą.
Udowodnienie czynów pedofilskich jest trudne, ale jeśli nie budzi wątpliwości, nie można zrzucić winy na wspólnika, który do seksu z dziećmi namówił, bo uprawiany jest prawie zawsze w tajemnicy i bez świadków. Matki próbują więc zrzucać winę na mężów, że byli za mało męscy i nie dostarczyli odpowiednich wzorów – mówi prof. Stanisław Dulko, seksuolog. I na ofiary. To one syna sprowokowały. A ich rodzice z pewnością ignorowali takie zachowania, więc także są winni.