Matyldy w przydługich rękawach
Średniowiecze, pomimo chrześcijańskiego odcinania się od „rozwiązłych” czasów antycznych, nie rozstało się z grecko-rzymskimi tunikami. W chłodnym puszczańskim państwie Polan dworne panie nieco zmodernizowały ów strój z lnu lub bawełny, nakładając cieplejszy wierzchni płaszcz-tunikę, sięgający ziemi. Spodnia tunika zeszła do roli giezła, czyli bielizny, noszonej głównie w obejściu domowym. Zaczęła też pełnić funkcję nocnej koszuli i jako jedyny strój była regularnie prana. Jak wszędzie, dziewczyny piastowskie podkreślały walory swej urody rozpuszczonymi włosami, splecionymi niekiedy w dwa warkocze, a mężatki kryły włosy pod białymi chustami i takąż podwiką (stąd białogłowa).
Aby rączki uczynić optycznie mniejszymi, dworne panie rozszerzały rękawy, jak to widać na rytowanej płycie z ok. 1170 r. w kościele N.M. Panny w Wiślicy. Niekiedy jednak efekt bywał odwrotny od zamierzonego: na płaskorzeźbie kolumnowej z ok. 1190 r. w kościele Norbertanek w Strzelnie widzimy niewiastę o monstrualnych dłoniach. Ale nie wierzmy do końca temu przekazowi: być może tę postać kobiecą rzeźbił mężczyzna-mizogin, od jakich roiło się w wiekach średnich.
Dziewczęca wiotkość gubiła się w gęstych fałdach średniowiecznych strojów, co czyniło z kobiety dwornej istotę niemal aseksualną. Szczególnie widoczne jest to w słynnej miniaturze Matyldy z 1027 r. wręczającej mężowi, Mieszkowi II, księgę liturgiczną. Stroje pasowały do poglądów o nieistotności doczesnego życia, ale niebawem w sukurs niewiastom przyszedł styl gotycki, wystrzelający pod nieba wieżami katedr. Kobiety też chciały być strzeliste niczym bł. Jadwiga Andegawenka, mierząca ok. 180 cm wzrostu. Moda hoeppelande nadciągająca z zachodniej Europy sprawiła, że od drugiej połowy XIV w.