Zera do podziału
Sposób na spadek. Spory o sukcesję potrafiły ciągnąć się dekadami. Bywały też krwawe
W Europie wraz z upadkiem zachodniej części imperium rzymskiego zniknął zwyczaj rygorystycznego przestrzegania ostatniej woli zmarłego, a nawet spisywania testamentów. Zastąpiły je krwawe walki spadkobierców o schedę po głowie rodu. Aż znalazł się arbiter rozstrzygający takie spory – Kościół. Sam nie miał problemów z zachowaniem całości majątku. Stało się tak m.in. dzięki temu, że papież Grzegorz VIII od 1075 r. zaczął twardo egzekwować zasadę przestrzegania przez duchowieństwo celibatu, chroniąc tym samym instytucję przed ewentualnymi roszczeniami potomstwa księży.
Ekskomunika dla opornych
Kościół oferował umierającym rozgrzeszenie i idącą z nim w parze obietnicę zbawienia. Oczekiwał w zamian oddania przez nich lokalnemu biskupstwu jednej trzeciej ziem jako donatio mortis causa (jałmużnę na okoliczność śmierci). „Kościół głosił, że przekazanie tej swobodnej części na cele religijne oraz przygotowanie pogrzebu miało być utrzymane nawet wbrew woli legalnych dziedziców – wyjaśnia w opracowaniu „Testamenty jako narzędzia władzy” Jakub Wysmułek. – Jednocześnie wszystkim sprzeciwiającym się woli zmarłych Kościół groził ekskomuniką”.
Tak kolejni papieże przygotowali grunt pod powrót do powszechnego spisywania ostatniej woli przez tych, którzy coś posiadali. Skoro zapisywano coś duchowieństwu, to przy okazji można było uporządkować kwestie spadkowe w odniesieniu do członków rodu. Kościół zaś brał na siebie rolę strażnika ostatniej woli. Oficjalnie zalegalizował to w 1374 r. papież Grzegorz XI bullą „Salvator humani generis”. Nakazywała ona zagwarantować każdemu, a zwłaszcza osobom na łożu śmierci, możność spisania testamentu. Za nieudzielenie pomocy w tej czynności Ojciec Święty groził spadkobiercom ekskomuniką.