Jak zrozumieć niepojęte
Jak zrozumieć niepojęte. 80 lat temu wyzwolono Auschwitz-Birkenau
Wśród haseł epoki, w której dorastało pokolenie urodzone w roku 1945, chyba najbardziej dobitne było „Nigdy więcej”. Dorastaliśmy wśród ruin i rusztowań, pierwszomajowych pochodów i kościelnych nieszporów. Ale wojny nie zaznaliśmy. Obecna była w szkolnych czytankach i rodzinnych opowieściach, a także w wiadomościach radiowych ze świata – Indochiny, Korea, Algieria. Nazwy takie jak Majdanek i Oświęcim były abstrakcją. Dla mnie przestały nią być, gdy miałem 13 lat. Wtedy w drodze na „letnisko” na lubelskiej wsi pokazano mi komorę gazową na Majdanku. Auschwitz zobaczyłem już po szkolnej lekturze „Dymów nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej. Blok śmierci, szubienica, na której po wojnie powieszono komendanta KL Rudolfa Hössa, stosy butów i walizek, rampa w Brzezince i ruiny krematoriów uwierzytelniały grozę czegoś niepojętego.
Trudno było nastolatkowi utożsamiać się z relacjami „oświęcimiaków”. Niemniej dręczyły pytania, jak coś takiego dało się przetrzymać – głód, wycieńczenie, tortury, kolejne selekcje do gazu – nie stając się ani cynicznym kapo, ani pogardzanym „muzułmaninem”? Ale także, jak można było wymyślić coś takiego jak ten trakt śmierci w Brzezince – rozbieralnia, komora gazowa, krematorium? Jakimi ludźmi byli ci panowie życia i śmierci w czarnych mundurach SS? Jak tam wyglądała walka dobra ze złem?
Na takie pytania literatura obozowa podsuwała różne odpowiedzi. Stanisław Grzesiuk w „Boso, ale w ostrogach” opowiadał, jak to dzięki sprytowi warszawskiego cwaniaka udało się przetrzymać pięć lat Dachau i Mauthausen. Tadeusz Borowski z sarkazmem odsłaniał czujne otępienie więźnia skupionego na nagim przetrwaniu oraz życiodajną siłę wzajemnego wspierania się grupy przyjaciół, jak i miłości do ukochanej dziewczyny.