Śmiertelna profesja
Cesarz Rzymu: profesja wysokiego ryzyka. „Emerytury nikt nie dożywał”
TOMASZ TARGAŃSKI: – Stanowisko cesarza Rzymu żadną miarą nie było zwykłą pracą, ale na moment wyobraźmy sobie, że trwa na nie rekrutacja. Jakie byłyby warunki zatrudnienia? Zacznijmy od rzeczy najważniejszej, czyli pensji. Ile można było na tym stanowisku wyciągnąć?
MARY BEARD: – Cesarze nie dostawali stałej pensji wypłacanej z państwowego skarbca. Ale ten, kto zdobył ów urząd, automatycznie stawał się najbogatszym człowiekiem w imperium. Działo się tak, bo nie było jasnej granicy między prywatnym majątkiem cesarzy a – nazwijmy to – skarbem państwa. Podatki spływały zatem do skarbu w Rzymie, ale całkowitą kontrolę nad nim sprawował cesarz. Szczególnie łakomym kąskiem były majątki jego poprzedników, które włączano do cesarskiej domeny. Za każdym razem, gdy do władzy dochodził nowy ród, jego włości powiększały cesarskie portfolio. Podobnie działo się z dobrami najpotężniejszych rodów. Władcy Rzymu skutecznie przekonywali arystokrację imperium – składając propozycje nie do odrzucenia – do przekazywania im w testamencie części spadku. Musiał być to dość rozpowszechniony proceder, np. Tyberiusz miał nawet specjalnego urzędnika od spadków. Majątek cesarza składał się nie tylko z ogromnych posiadłości ziemskich, latyfundiów, lecz również z wiejskich rezydencji, pałaców, kopalń, kamieniołomów oraz ogromnej liczby niewolników.
A czy cesarz płacił podatki?
Rzym był oligarchią i podobnie jak obecni multimiliarderzy członkowie rodziny cesarskiej i jej poplecznicy znajdowali najróżniejsze sposoby, aby podatków nie płacić. Ale gdyby zapytać cesarza o podatki, to wyobrażam sobie, że powiedziałby, że dzieli się przecież swoimi pieniędzmi z ludem, fundując igrzyska, budowle publiczne albo rozdając je bezpośrednio na ulicy.