Koniec czarnego imperium
Jak Brytyjczycy rozstali się z węglem. Przez wieki budowali na nim potęgę imperium
Stało się. Brytyjczycy niedawno zamknęli ostatnią elektrownię węglową Ratcliffe-on-Soar w centralnej Anglii. Już wcześniej, w 2016 r., zlikwidowali ostatnią głębinową kopalnię węgla w Kellingley, a u szczytu węglowej epoki mieli ich ponad 1300. Tym samym Wielka Brytania – jako pierwsze państwo G7 – uniezależniła się od czarnego złota (wcześniej w Europie zrobili to m.in. Belgowie i Szwedzi). A przecież przez 142 lata Brytyjczycy produkowali prąd z węgla, w pierwszej połowie XX w. w zasadzie tylko z niego. Po drugiej wojnie światowej jego wydobycie i zużycie na Wyspach już tylko spadało.
Jeszcze pod koniec XIX w. „The Daily Telegraph” pisał: „Węgiel jest warunkiem imperium”. Była to jednak teza postawiona post factum, wynik obserwacji, a nie wskazanie drogi. Spalany w maszynach parowych węgiel pozwolił na budowanie coraz większych fabryk w dowolnym miejscu. Napędzał wielkie piece do wytopu żelaza, lokomotywy parowe, które łączyły miasta, oraz statki. Pierwsze wielkie miasta przemysłowe, takie jak Manchester, żywiły się nim.
Barbara Freese w książce „Coal: A Human History” (Węgiel: ludzka historia) pisze, że „energia z węgla pozwoliła industrializacji Wielkiej Brytanii nabrać rewolucyjnego rozpędu”. To węgiel sprawił, że Brytania stała się „warsztatem świata”, stworzył pierwsze na świecie społeczeństwo przemysłowe. I zbudował imperium.
Węgiel stał się potrzebny mieszkańcom Wysp, gdy wycięli niemal wszystkie lasy na opał i okręty. Największe brytyjskie złoża – głównie w centralnej Szkocji, południowej Walii i w północno-wschodniej Anglii – znajdowały się w pobliżu spławnych rzek. A ich cechy geologiczne czyniły je łatwymi w eksploatacji. To sprawiło, że Brytyjczycy zaczęli wydobywać węgiel na przemysłową skalę mniej więcej pół wieku przed pozostałymi „węglowymi” państwami, jak chociażby Francja.