Słynni Juliusze, zapomniane Julie
Emma Southon o kobietach w starożytnym Rzymie: Nie trzeba było wchodzić w męskie buty, by mieć wpływ na historię
AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – W antyku pisali głównie możni mężczyźni dla innych możnych mężczyzn, co w dużej mierze sprawia, że obraz Imperium Romanum jest jednostronny. Czy nie drażniło to pani podczas studiów historycznych?
EMMA SOUTHON: – Bardzo! Historycy mają skłonność do lansowania władców imperium, ich podbojów i polityki, podczas gdy wszystkich innych obsadzają w rolach drugoplanowych. Prawdę powiedziawszy, to właśnie potrzeba wprowadzenia równowagi zachęciła mnie do pisania kolejnych książek o Rzymiankach.
W ostatniej we wstępie przeczytałam, że jeszcze w latach 70. XX w. na jednej z amerykańskich uczelni pewien nobliwy starożytnik zapytany przez studentki, czy nie poprowadziłby kursu o historii Rzymianek, odmówił, mówiąc, że równie dobrze mógłby prowadzić zajęcia o historii psów w Rzymie. Teraz mamy zwrot feministyczny, więc nikt by się na takie słowa nie odważył. A co mają pokazywać te wybrane przez panią postacie 21 Rzymianek?
Chciałam opisać historię imperium rzymskiego bez bitew i cesarzy, a przy tym zwrócić uwagę na kobiety, których imiona i życiorysy warto znać. Bardzo długo starożytnicy przyjmowali, że ważną rolę odgrywały tylko cesarzowe lub przywódczynie wojskowe, tymczasem nie trzeba było wchodzić w męskie buty, by mieć wpływ na historię.
Dlaczego zaczęła pani od Hersilii i Tarpei?
Ponieważ przyczyniły się do założenia Rzymu. Oczywiście to Romulus jest założycielem Rzymu, ale miał pod sobą bandę brutalnych mężczyzn bez przyszłości, stąd wpadł na pomysł porwania Sabinek. Hersilia, jego kobieta, była jedną z nich, tak samo jak Tarpeja, córka jednego z jego ludzi. Gdy wybuchła wojna z Sabinami chcącymi odzyskać swoje kobiety, Tarpeja otworzyła im bramy Rzymu.