Akcja widmo
Akcja widmo. Ten zamach na nazistów stał się legendą. Tyle że się nie zdarzył
W okresie popaździernikowej odwilży na przełomie lat 50. i 60. monopolistyczna organizacja kombatancka Związek Bojowników o Wolność i Demokrację (ZBoWiD) łaskawiej spojrzała na Armię Krajową, dotychczas zepchniętego na margines „zaplutego karła reakcji”. Byli akowcy wreszcie mogli ubiegać się o uznanie zasług z czasu walki, stopni wojskowych, odznaczeń, a także o świadczenia finansowe. Musieli jednak przejść weryfikację. Jej podstawą były kwestionariusze podpisane przez dwóch wiarygodnych świadków, potwierdzone przez dowódców AK.
W trakcie tej weryfikacji dawni konspiratorzy często popuszczali wodze fantazji, aby uzyskać uprawnienia kombatanckie, awanse i ordery. Po latach więzień i poniżania oszukiwano komunistyczną władzę, ubarwiano relacje, ale też fałszowano historię AK. Nie obeszło się bez „lipnych papierów” i fałszywych partyzantów.
W grudniu 1964 r. były dowódca Okręgu Białystok AK płk Władysław Liniarski ps. Mścisław lub Wuj zaapelował do swoich byłych podkomendnych: „Prosiłem Kolegów o napisanie relacji osobistych naświetlających obszernie pracę AK. (...) Proszę mi przysyłać relacje według wytycznych, które otrzymaliście: chodzi o pracę w okresie okupacji hitlerowskiej. Historia prosi wszystkich dowódców i żołnierzy AK o szczegóły – bo te przeważnie są ukryte i idą z czasem w zapomnienie”.
Płk Liniarski w czasie wojny dał się poznać jako ostrożny konspirator, pragmatyczny, powściągliwy, rozważny dowódca. Krytykował brawurowe akcje Uderzeniowych Batalionów Kadrowych, pociągające za sobą represje wobec ludności cywilnej i dekonspirację ludzi podziemia. Jednak w latach 60. domagał się od podkomendnych wymienienia jak największej liczby akcji przeciwko Niemcom. Chciał dać odpór narracji władzy mówiącej o bezczynności AK w czasie okupacji, a także polepszyć byt dawnych partyzantów.