Prawdomówni przegrają
Dlaczego politycy kłamią? Ci wielcy robią to tak samo jak ci mali i podli. Więc co ich tak naprawdę różni?
TOMASZ TARGAŃSKI: – Przyzwyczailiśmy się myśleć, że wszyscy politycy kłamią. A czy wielcy przywódcy, mężowie stanu kłamią inaczej?
MAX HASTINGS: – Kłamią tak samo jak ci mali i podli. Różnica polega na tym, że częściej mają rację i podejmują trafniejsze decyzje. A zwycięzców, jak wiadomo, się nie sądzi.
Ale może nie wszystkie kłamstwa są takie same? Może gdy kłamią wielcy, kierują się innymi pobudkami?
Czasami tak jest. Weźmy Johna Fitzgeralda Kennedy’ego, który w 1962 r. w zamian za usunięcie radzieckich rakiet z Kuby po cichu obiecał Nikicie Chruszczowowi wycofać amerykańskie rakiety z Turcji. Nigdy nie przyznał tego publicznie. Pytany, czy zawarł układ z Moskwą, zaprzeczał bez mrugnięcia okiem. Konsekwentnie kłamał. Z perspektywy czasu widać, że robił to w dobrej wierze. Zdawał sobie sprawę, że gdyby prawda wyszła na jaw, wybuchłaby awantura, a radykałowie zażądaliby krwi. Poświęcił więc prawdę na ołtarzu zachowania kruchego pokoju między mocarstwami nuklearnymi. Inny przykład to Winston Churchill. Wiosną 1940 r. po ewakuacji wojsk z Dunkierki, w najczarniejszej godzinie wojny, wystąpił w parlamencie i kłamał, mówiąc, że Brytania może pokonać Hitlera. Jego korespondencja z tego okresu i relacje bliskich mu osób świadczą, że nie miał najmniejszych wątpliwości, że jeśli Ameryka nie przystąpi do wojny, klęska jest nieuchronna. W chwili próby Churchill zaserwował narodowi wielkie kłamstwo. Zrobił to, bo wierzył, że Hitlera trzeba pokonać, i aby to zrobić, Brytyjczycy muszą uwierzyć w zwycięstwo.
W takim razie czym kłamstwo Churchilla różni się od kłamstw Lyndona Johnsona czy Richarda Nixona, którzy przez lata przekonywali Amerykanów, że wojnę w Wietnamie można wygrać, choć prywatnie mówili co innego?