Historia

Wiejskie rwanie

Wiejskie rwanie! Tak leczono zęby w PRL. Już nazwy narzędzi brzmiały jak z horroru

Dzieci czekające na badanie dentystyczne w Braniewie, 1969 r. Dzieci czekające na badanie dentystyczne w Braniewie, 1969 r. Stanisław Moroz / PAP
Gdy wracałyśmy z mamą w miejsca, w których kiedyś stacjonowała dentobusem, i rozmawiałyśmy z jej dawnymi pacjentami, jednym z najmocniejszych wspomnień był strach. Mężczyźni na odwagę wprowadzali setkę dla kurażu. O przygodach objazdowych dentystów w powojennej Polsce opowiada Aleksandra Kozłowska.
Doktor Teresa Radecka-Kozłowska podczas pracy w ambulansie, lata 60.archiwum rodzinne Kozłowskich Doktor Teresa Radecka-Kozłowska podczas pracy w ambulansie, lata 60.

JOANNA PODGÓRSKA: – Kiedy pierwszy dentobus wyjechał w Polskę?
ALEKSANDRA KOZŁOWSKA: – Zgodnie z tym, co pokazała Kronika Filmowa z 3 lipca 1946 r., był to początek lata. Z odczytywanego przez Andrzeja Łapickiego tekstu dowiadujemy się, że we wsi Mokre zatrzymał się jeden z pierwszych Ruchomych Ambulansów Dentystycznych wysłanych przez Ministerstwo Zdrowia na prowincję. Udało mi się ustalić, że w tym komunikacie jest błąd, bo nie chodziło o wieś Mokre, ale Mochle. Dentobus wyruszył z Bydgoszczy. Z kolei w krakowskim archiwum znalazłam raporty podsumowujące początek akcji ambulansowej i tam jest mowa o dentobusach, które wyjechały do podkrakowskich wsi 1 czerwca 1946 r.

Zaraz po wojnie stan uzębienia Polaków to była tragedia. A na wsiach chyba tragedia podwójna. Jak wyglądała sytuacja, gdy dentobusy ruszyły w kraj?
Zatrważająco. Próchnica była chorobą powszechną; cierpiało na nią pewnie 99 proc. społeczeństwa. Usługi „stomatologiczne” zapewniał kowal lub wędrowny rwacz. Brakowało elementarnych nawyków higienicznych. Było to związane także z biedą. Każdy grosz przed wydaniem był pięciokrotnie oglądany. Mydło nie było pierwszym wyborem. Szczoteczkę do zębów uznawano za fanaberię. Jeszcze w latach 60. na wsiach nie była powszechnie używana. Jeśli już pojawiała się w domu, to jedna dla całej rodziny. Niedawno razem z moją mamą, Teresą Radecką-Kozłowską, która w latach 60. pracowała jako dentystka w ambulansie, po raz drugi odwiedzałyśmy miejsca, gdzie leczyła. We wsi Liksajny spotkałyśmy jej dawne pacjentki, wówczas dzieci. Wspominały, że dopóki do wsi nie dotarł dentobus, ludzie nie zdawali sobie sprawy, że o zęby trzeba dbać. W najlepszym razie brało się sodę na palec, przejechało po zębach i umyte.

Polityka 10.2024 (3454) z dnia 27.02.2024; Historia; s. 67
Oryginalny tytuł tekstu: "Wiejskie rwanie"
Reklama