Nie ma szans na to, by w Rosji Putina nakręcono trzygodzinny film o meandrach biografii Andrieja Sacharowa, ojca radzieckiej bomby wodorowej z 1958 r. i laureata Pokojowej Nagrody Nobla z 1975 r. Choć w latach 90. ukazały się jego „Wspomnienia” i świetna – niestety na polski nieprzetłumaczona – biografia pióra Gennady’ego Gorelika, fizyka urodzonego we Lwowie, mieszkającego w USA. W najnowszym putinowskim podręczniku o powojennej historii Rosji Sacharow jest wspomniany zaledwie w przypisie – bez uwagi, że zbudował bombę wodorową, był zesłany pod policyjnym nadzorem do Gorki (dziś Niżny Nowogród), a w czasach pierestrojki tuż przed śmiercią został posłem do Dumy.
Fizyk odludek
Całe życie (1921–89) spędził w ZSRR. Był typowym rosyjskim inteligentem. Ojciec fizyk, dziadek prawnik, pradziadek duchowny prawosławny. Andriej miał rodzinne parantele greckie, a po „duszy rodziny”, babce Marii Domuchowskiej, polskie. Sam przypisywał sobie „mongolskie oczy”. Uważał się za „człowieka radzieckiego”, ale zarazem czuł się „obywatelem świata”. Choć na Zachód – do USA, Francji – po raz pierwszy wyjechał dopiero na krótko przed śmiercią.
Niezwykle zdolnego chłopca rodzice początkowo uczyli w domu, egzaminy zdawał eksternistycznie. Potrafił się wprawdzie wpisać w „kolektyw”, ale uchodził za odludka.
„Wielki terror” 1937 r. nie uderzył bezpośrednio w jego najbliższą rodzinę. Wspominał, że wrażenie wywarły na nim świętowane wtedy stalinowskie obchody stulecia śmierci Puszkina oraz przerażająca transmisja radiowa mowy Hitlera. Rok później 17-latek rozpoczął na uniwersytecie moskiewskim studia fizyki teoretycznej.
Rosyjska fizyka nie miała takiej światowej pozycji, jaką ugruntowały sobie matematyka z geometrią nieeuklidesową Nikołaja Łobaczewskiego czy chemia z Dmitrijem Mendelejewem.