Historia

Z nurtem i pod prąd

Wisła: kobieca, dzika, niesforna. Jako obywatel apeluję: zostawmy ją taką, jaka jest

Samochód na promie rzecznym pod Zatorem, 1933 r. Samochód na promie rzecznym pod Zatorem, 1933 r. Narodowe Archiwum Cyfrowe
O kobiecości Wisły, jej znaczeniu dla dziejów ziem polskich, jej niesforności, niezbędności i dzikości opowiada prof. Andrzej Chwalba.
Robotnicy przy umacnianiu brzegów Wisły faszyną, 1927 r.Narodowe Archiwum Cyfrowe Robotnicy przy umacnianiu brzegów Wisły faszyną, 1927 r.

AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – Wisła w pana książce jawi się jako kobieta – piękna, kapryśna, dająca życie, ale i je zabierająca. Skąd pomysł zrobienia rzeki bohaterką opowieści o historii?
ANDRZEJ CHWALBA: – Po pierwsze, wielokrotnie rozmawiałem ze studentami w ramach zajęć z antropologii historycznej o interakcji ludzi z otaczającą ich przyrodą i Wisła była najlepszym przykładem. Jest wiele świadectw tego, jak ją traktowaliśmy, czym, a nawet kim, dla nas była. Po drugie, nie ma mapy i historii Polski bez tej królowej naszych rzek, do której zawsze podchodzono z nabożeństwem, przypisując jej cechy opiekuńcze. Do dziś zachowało się kilkanaście pomników młodej kobiety z urokliwymi warkoczami, symbolizującymi dopływy, która łączy wszystkich osadników – Polaków, Niemców, mennonitów, Szkotów, Żydów.

Kobieca jest ta jej kapryśność, objawiająca się skłonnością do meandrowania, podmywania lub wysychania. To nie czyniło jej łatwą partnerką.
I prowadziło do sporów. Po pierwszym rozbiorze Austria chyba zawarła jakiś tajemny układ z Wisłą, bo ta regularnie zabierała Rzeczpospolitej tereny i przyklejała je do Galicji. To samo dotyczyło waśni między właścicielami ziem, których granice biegły środkiem rzeki, więc gdy wylewała, jednemu z nich ją przydawała, a drugiemu zabierała. Pokrzywdzony kwestionował zapis prawny, co kończyło się zajazdami i ciągnącymi się latami sprawami sądowymi. Rzeka spokojnie przyglądała się, jakie spustoszenie czyni w relacjach między ludźmi i państwami.

Może była zła, że wszyscy ją wykorzystywali?
Raczej to akceptowała, pod warunkiem że pozwalano jej zachować swój charakter. Do XVI w. ta symbioza była udana i przyjazna, bo oprócz Gdańska wszystkie nadrzeczne miasta, łącznie z Krakowem i Toruniem, liczyły z górą kilkanaście tysięcy mieszkańców.

Polityka 28.2023 (3421) z dnia 04.07.2023; Historia; s. 65
Oryginalny tytuł tekstu: "Z nurtem i pod prąd"
Reklama