Scenariusz autokratów
Jak zmienić demokrację w system autorytarny, przekonaliśmy się już w II RP
Wojskowy zamach stanu z 12–15 maja 1926 r., w wyniku którego Józef Piłsudski przejął władzę w Polsce, dokonany został pod sztandarem uzdrowienia państwa. Zadeklarował to marszałek w wywiadzie prasowym z 10 maja 1926 r., protestującym przeciwko powołaniu rządu Wincentego Witosa, oznaczającego powtórkę centroprawicowej koalicji z 1923 r. Zapowiedział, że „staje do walki z głównym złem państwa: panowaniem rozwydrzonych partii i stronnictw nad Polską, zapominaniem o imponderabiliach, a pamiętaniem tylko o groszu i korzyści”.
Wzniosłe słowa były zasłoną dymną skrywającą prawdziwy cel. Chciał on zmiany ustroju państwa, polegającej na rozmontowaniu demokracji parlamentarnej i ustanowieniu rządów autorytarnych. Marszałek zamierzał to osiągnąć dwiema metodami: kompromitując parlament i zawłaszczając wszystkie struktury państwa. W tym celu zablokował rozwiązanie sejmu, czego chciała wspierająca go lewica. Łatwiej mu było bowiem gnębić starych posłów, świadomych swojej bezsilności i pozbawionych autorytetu.
Precedensy konstytucyjne
Nie przyjął 31 maja 1926 r. z rąk pogardzanych parlamentarzystów wyboru na stanowisko prezydenta i wskazał na ten urząd Ignacego Mościckiego. Sponiewierana większość Zgromadzenia Narodowego przełknęła to upokorzenie i już nazajutrz wybrała marszałkowskiego nominata. Zakpił sobie z tego Adam Pragier, poseł Polskiej Partii Socjalistycznej, który zagłosował na Zulę Pogorzelską, artystkę kabaretową, czarującą stolicę urodą i talentem scenicznym.
Historia jemu przyznała rację, bo aktorka zagrałaby rolę prezydenta bardziej przekonująco niż Mościcki. Ten pozbawiony doświadczenia politycznego, ceniony w Polsce i świecie profesor chemii, okazał się bezwolnym narzędziem w rękach Piłsudskiego. Marszałek znał się na ludziach i celowo na najwyższy urząd w państwie wybrał człowieka przypominającego bluszcz owijający się wokół jego autorytetu.