Szóstka stulatka
Stuletni Kissinger o sześciu największych przywódcach. „Tacy ludzie do władzy już nie dochodzą”
Swoje setne urodziny Kissinger obchodził czterokrotnie. Najpierw 27 maja w wiejskim domu w Connecticut, potem było huczne przyjęcie w Nowym Jorku, a w połowie czerwca w Londynie i niemieckim Fürth, gdzie złożył kwiaty na grobie dziadka. Przy okazji legendarny doradca i sekretarz stanu Richarda Nixona i Geralda Forda sprawił nam i sobie prezent: swoją 19. książkę – o politycznym przywództwie.
On sam jako imigrant nie mógł zostać przywódcą – prezydentem USA. Ale jako doradca i minister dwóch prezydentów miał wizjonerskie pomysły i potrafił przekonać do nich „trzymających władzę”. W latach 1969–76 stał się jednym z najbardziej wpływowych polityków świata. Niedościgłym wzorem dla dzisiejszych ministrów najważniejszych państw globu.
Urodził się w 1923 r. i do dziś w jego angielskim wyczuwalne jest frankońskie „r”. Wyemigrował z III Rzeszy wraz z rodzicami w 1938 r. na kolejnej fali antysemickich ekscesów. Uzyskał amerykańskie obywatelstwo. Jako żołnierz US Army walczył w Ardenach. A potem służył w okupowanych Niemczech w kontrwywiadzie. Po demobilizacji zadomowił się na Harvardzie. Najpierw jako student, a po doktoracie o Metternichu i strategii kongresu wiedeńskiego 1815 został wykładowcą dziejów najnowszych Europy oraz polityki zagranicznej. Międzynarodową sławę zyskał książką z 1957 r. o polityce w epoce broni atomowej. Uchodził za „makiawelistę”, gotowego dla dobra państwa działać bezwzględnie kosztem zewnętrznych i wewnętrznych wrogów. Uważano też, że wzorował się na Bismarcku i jego Realpolitik, choć Niall Fergusson – jego biograf – widzi w Kissingerze raczej idealistę w duchu Immanuela Kanta…
Błyskotliwego profesora początkowo ciągnęło ku Demokratom. We „Wspomnieniach” opisuje, jak bardzo zaskoczyła go oferta republikańskiego prezydenta elekta Richarda Nixona, by objął stanowisko jego doradcy ds.