Dlaczego tak późno?
Dlaczego tak późno? Marian Turski w 80. rocznicę wybuchu powstania w getcie warszawskim
W dyskursie publicznym, w intencji poszukiwania prawdy historycznej padają stwierdzenia: skoro wiadomo było, że Żydzi zostali skazani przez Adolfa Hitlera na zagładę, czemu wcześniej nie powstali? Czemu przedtem nie próbował każdy Żyd – choćby nożem, tasakiem, kamieniem – zabić lub zranić jakiegoś Niemca?
Dzisiaj wiemy, jak historia się dokonała. Ale musimy spojrzeć na wydarzenia oczami ówcześnie żyjących. Co oni wiedzieli? W jakim stanie – ciała i ducha – mogli podejmować decyzje?
Nie byłem w getcie warszawskim, ale – uwięziony w getcie łódzkim – byłem jakby jednym z nich. Mogliśmy mieć podobny sposób myślenia. Oczywiście od pierwszej chwili okupacji niemieckiej zdawaliśmy sobie sprawę, że wisi nad nami wyrok śmierci. Ale wszystko na to wskazywało, że to wyrok rozłożony w czasie.
O tym, że zagłada nastąpi w pewnym momencie, w sposób tak szybki i gwałtowny – tego sami Niemcy nie wiedzieli. Po słynnej „nocy kryształowej” (Kristallnacht, z 9 na 10 listopada 1938 r.) jeden z głównych współtwórców, ale przede wszystkim realizatorów zagłady Żydów, Reinhard Heydrich, napisał w notatce wewnętrznej, że „proces pozbywania się Żydów potrwa 10 lat”. Gdyby tak się stało, byłby to rok 1948.
Kiedy wiadomości o masowych mordach dotarły do getta warszawskiego? Kierownictwo Ha-Szomer ha-Cair, skautowej organizacji syjonistycznej, było w kontakcie z Szarymi Szeregami, m.in. z Aleksandrem Kamińskim. Irena Adamowicz, łączniczka z gettem warszawskim, zleciła Henrykowi Grabowskiemu wyjazd do Wilna w celu sprawdzenia, na ile prawdziwe są doniesienia o masowych egzekucjach w podwileńskich Ponarach. Grabowski wrócił i spotkał się z Icchakiem Cukiermanem, ps. Antek, jednym z przywódców młodych syjonistów.