Oda na instrumencie poszarpanym
Barwne dzieje Bazaru Różyckiego. Wszystko zaczęło się bardzo po polsku
Opowieść barwna, bo ludyczna i łotrzykowska. Gatunkowo rozpięta między melodramatem a farsą. Życiowo między geszeftem a szwindlem. Epopeja wódki, flaków i pyz, bójek na noże, etosu złodziejskiego, miłości i złotych sygnetów (ze złota lub tombaku). Krótko mówiąc: z jednej strony honorowość, z drugiej więziennictwo, w środku pieniądz. Klientela lubi takie rzeczy, dlatego przez ponad 100 lat robiła tłum między budami Bazaru i każdy każdego mógł spytać: „Co masz i za ile?”. Towarem było wszystko, dosłownie i bez wyjątku.
Bohaterowie Bazaru to zwykli ludzie, wysoko kształcony inteligent rzadko się z tym miejscem utożsamiał. Tutaj mawiało się sympatycznie „yntelygent z koziej dupy trąba”, ale nawet za najgłębszego PRL trzymało się dla inteligenta białe kruki światowej literatury i muzyki.
Różycki to też historia języka; szczególna składnia, akcent, melodia i poezja. Nigdy nie miały znaczenia religia, rasa, płeć, przemawiał interes. Bazar wymyślił multi-kulti na długo, zanim wpadli na to emancypacyjni aktywiści.
To wszystko było, już nie ma, niedawno znikło. „Szanże raz, szanże dwa, alle i gotowe – jak mawiali benklarze z książek Wiecha. – No, któren przyuważył, gdzie się kulka znajduje?” (Trudne słowa wyjaśnię dalej – autor).
Kulka
Wszystko zaczęło się bardzo po polsku. W XVII w. żyli jednocześnie Szmul Zbytkower i Stanisław August Poniatowski. Stanisław, król, pożyczał pieniądze od Szmula, Żyda, właściciela interesów, takich jak rzeźnie, cegielnie i gorzelnie. W dowód wdzięczności król wydzierżawił Szmulowi ziemie, które dziś jako części warszawskiej Pragi noszą nazwy Targówek i Szmulowizna (Szmulki).
Równie polskim sznytem kulka dziejów potoczyła się dalej: w XIX w. Julian Różycki, farmaceuta i przedsiębiorca, dał się namówić Manasowi Rybie, też przedsiębiorcy, na założenie bazaru na Szmulkach.