„Dobra wojna” brzmi jak oksymoron, ale idea humanitarnego prowadzenia konfliktów zbrojnych towarzyszyła wielu oświeceniowym dowódcom. Jak wyjaśniał słownik Akademii Francuskiej z 1694 r., chodziło o to, żeby walczyć, okazując „człowieczeństwo” i „uczciwość”.
„Dotąd było zwyczajem, że dla ochrony pacjentów (kiedy wróg był blisko) wyprowadzano ich jak najdalej od obozu, przez co wielu umierało, zanim trafili pod opiekę lekarzy” – stwierdził brytyjski lekarz generalny sir John Pringle, opisując genezę niezwykłego wydarzenia, w którym wziął udział. 10 czerwca 1743 r. do obozu brytyjskiego, leżącego pod Aschaffenburgiem, na zaproszenie angielskiego wodza Johna Dalrymple’a przybyło francuskie poselstwo z marszałkiem Adrienem de Noailles. Za kilkanaście dni pod leżącym w Niemczech Dettingen mieli rozegrać kolejną bitwę w wojnie o austriacką sukcesję. Spór o dziedzictwo po zmarłym cesarzu Karolu VI trwał już kilka lat. Brytyjczycy w tym konflikcie stanęli po stronie Marii Teresy broniącej swych praw do tronu cesarskiego. Francuzi popierali elektora bawarskiego. Starcie mogło przynieść przełom w wojnie, zwłaszcza że Noailles widział szansę na wciągnięcie przeciwników w pułapkę.
Gwarancje przed bitwą
Zanim jednak doszło do bitwy, Brytyjczycy i Francuzi zdecydowali się na podpisanie traktatu określającego reguły zbliżającego się starcia, do czego namawiał swego dowódcę także wspomniany lekarz Pringle. Podpisano wówczas „ustalenia wstępne podstaw traktatu o wymianie i podjęciu decyzji w sprawie propozycji pozostawienia chorych z obu armii w szpitalach”. Pierwszy punkt dotyczył nietykalności szpitali polowych. Osoby w nich przebywające miały być pozostawione w spokoju, obiecano nie brać ich do niewoli.